kto jest lekarzem i straszy ciągle siebie i innych. Uśmiechnąłem się boleśnie, myśląc: nie wiesz biedna, co się jeszcze czeka!
Zaczynałem już na serjo obecnie wierzyć, że jestem uleczony i postanowiłem rozerwać się, chwytać to życie całemi piersiami, pozbywać się niepokojów przez częste bywanie w towarzystwach i mieć w końcu to samo prawo do życia co i inni ludzie. A jednak przekonałem się, że i tu lekarz nie jest swobodnym. O ile w towarzystwie każdy inny człowiek zatraca, że tak powiem, swój charakter urzędowo-osobisty i staje się tylko cząstką tegoż, to lekarz, chociaż tego zwykle zupełnie nie chce, pozostanie i w towarzystwie zawsze lekarzem. Nikt nie ośmieli się na wizycie zasięgać porady prawnej adwokata, technicznej inżyniera, duchowej księdza, ale za to zupełnie spokojnie nudzi się nieraz lekarza, pytając o rady, o sąd względem danej kuracji, o wartość innych kolegów i t. p. Co chwila rozlega się okrzyk: zresztą mamy przecież między sobą lekarza, to niech on powie! Bardzo to może dla stanu lekarskiego pochlebne, ale też bardzo niemiłe i nużące. Zawsze odpowiadałem w takich chwilach: pan, czy pani daruje, ale obecnie nie jestem lekarzem i tutaj nie ordynuję. Wywoływało to nieraz oburzenie, twierdzono, że jestem źle wychowany, gburowaty ale... interpelowano nadal spokojnie. Wogóle ludzie w towarzystwie wiedzą zwykle wszystko najlepiej, dlatego też wkrótce dowiedziałem się, że mąż pani Heleny coś słabuje. Naturalnie zaraz zapytano