Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie o zdanie. Wiedziałem dobrze o co chodzi, ale udałem, że nic nie wiem, bo nie byłem obecnie do niego wzywany.
Nagle pewnego dnia wezwano mnie rzeczywiście do p. Rychowicza.
Powitała mnie pani Helena z twarzą bardzo zasmuconą.
Mąż — proszą pana doktora — rzekła — słabuje od kilku już dni, a obecnie coraz mu gorzej, dzisiaj n. p. senny, ciągle chce pić, apatja coraz większa. Nie rzekłem ani słowa, bo żal mi było biedaczki, tylko udałem się do chorego zaraz, gdzie znalazłem to, co przypuszczałem, t. j. początki końca!
Wyszedłszy do drugiego pokoju, zastałem tam już p. Helenę pełną niepokoju i oczekiwania. Zdaje się, musiałem mieć smutną minę, bo zapytała zaraz: Więc uznaje pan stan męża za bardzo groźny?
Skłoniłem głowę i obwijając w bawełnę — powiedzieć musiałem prawdę!
Na twarzy jej rysowało się przerażenie!
Proszę pana, zapytała, skąd u człowieka tak zdrowego jak mój mąż, zjawić się mogła nagle tak ciężka choroba? Chciałem na to jej zaraz powiedzieć: ależ on był już przed ślubem skazany na śmierć i pewnobym mu odradził ewentualne ożenienie się! Powiedzieć tego jednak nie mogłem i po chwili dopiero zacząłem ją pocieszać, dawać wymijające odpowiedzi i wyszedłem, bo dłużej już tam być nie mogłem!