Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

całunów nocy wynurzają się konie i sanie jadące zwolna. Sennie i ciężko koło nich idzie schylony jakiś człowiek. Stanęli przed szpitalem i rozległ się przenikliwy głos dzwonu na bramie. Lekarz usiadł przy biurku i czekał. Za chwilę wszedł posługacz, torując drogę noszom, na których wniesiono jęczącą kobietę do pokoju.
Lekarz zbadał ją i polecił zanieść do sali operacyjnej, zatelefonował po kolegów, przybyli zaraz na wezwanie, jeden nawet jeszcze we fraku wprost z wesołej wizyty u narzeczonej.
Porozumieli się szybko i tak jakby to nie była uroczysta wigilja, lecz zwykły dzień, zabrali się do pracy.
Lekarz dyżurny operował i wykonał zabieg znakomicie ,umyli się i przeszli do kancelarji na papierosa. Młody lekarz przybyły we fraku, ubierając się, rzekł smutnie: i znowu panna Stasia powie, ach jak czuć od pana jodoform! A drugi rzekł, odchodząc: Mieciu, zlituj się, nie wzywaj mnie znowu w nocy, moja matka dziś tak cierpi, a wśród wigilji tak się jakoś dobrze czuła i poweselała, a tu jak na złość wezwałeś mnie do asysty, ale Bogu dzięki uratowaliśmy chorą, tak ładnie operowałeś, że nic nie żałuję tych chwil, bo nie były one stracone, lecz zyskane. Uścisnęli sobie dłonie, wyszli, a dyżurny pozostał.
Usiadł przy stole i począł czytać — zapomniał już o tem teraz, że to wigilja, że siedzi na dyżurze, że jest takim samym człowiekiem, jak inni, że i jemu należy się wypoczynek i rozrywka, bo serce jego