Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

rosło dumą: uratowałeś życie ludzkie! Poczuł teraz, że jest na świecie nie tylko czemś, ale, że jest potrzebny, a bezwarunkowo potrzebniejszy od wielu z tych, co teraz bezmyślnie może bawią się i sypią banalnemi frazesami. I w myślach jego przesunął się znowu inny obraz: zobaczył różne szpitale, a w każdym z nich siedzącego podobnie jak on samotnego lekarza, podobnie jak on ratującego życie ludzkie, łagodzącego bóle i ocierającego łzy niedoli!
A któż w tym dniu uroczystym pomyśli na świecie, że inni tam gdzieś cierpią i że w tem cierpieniu mają swych opiekunów i dobroczyńców? Czyż zastanawia się kto kiedy, ile to lekarz przebyć musi tych chwil samotnych, nieraz strasznych i wstrząsających nerwami, ile z jego strony płynie poświęceń?
Lekarz poszedł do operowanej — przebudziła się i czuła się bardzo dobrze. Gdy zobaczyła swego zbawcę, chwyciła go za rękę, ucałowała i zalewając ją łzami, szepnęła: niech Pan Bóg, który się dziś narodził, poszczęści na całe życie panu doktorowi!
Lekarz odszedł, przeglądnął sale i wrócił do siebie. Na stole znalazł depeszę:

Życzymy Ci synu kochany Wesołych Świąt.
Rodzice.

Zegar wydzwonił dwunastą, a w sąsiednim przy szpitalu domu rozległ się śpiew kolendy:
Wśród nocnej ciszy — głos się rozchodzi...