Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

W parę chwil wchodziłem do pokoju, w którym, jak wskazywał bilet na drzwiach, mieszkał X., młody, obiecujący wiele, prawnik. Na kanapie zastałem już niestety tylko zwłoki samobójcy.
Obok na stole, zauważyłem list zaadresowany: „do tego, kogo ten list zainteresować może“! Wziąłem go tedy ze sobą i poniżej podaję.


Kraków, 20 lipca 1910 roku.

W dalekim kościele biją dzwony — przez otwarte okno słyszę szum miasta, niebo czyste, błękitne, a słońce powoli obniża się ku zachodowi... Patrzę na mój pokój — wszystko stoi w nim tak jak zawsze, a jednak, czemu mi to wszystko jakieś obce dzisiaj? Świat cały wydaje mi się jakbym nań patrzał z daleka — dziwię się po co ci ludzie tak biegają po ulicach, dlaczego pragną czegoś, dlaczego stają przed wystawami i patrzą na nie z pożądaniem? Czyż warto cośkolwiek mieć lub czegoś pragnąć? Czyż człowiek może powiedzieć kiedy o czemś: „to moje“? Nigdy! My wszystko mamy tylko u siebie na przechowaniu i wszystko kiedyś z powrotem oddać będziemy musieli, lub los nam zabierze... oddamy zdrowie, zaszczyty, drogą rodzinę, majątek, nasze zbiory, wszystko co ukochaliśmy, dla czego żyliśmy, a cóż nam pozostanie? Oto mały skrawek ziemi tutaj, a tam staniemy się częścią czegoś wielkiego, bez granic, bez końca!
W duszy mi tak smutno — znikły me wszystkie