marzenia o szczęściu, znikły złote nici illuzji, pozostał tylko gorzki smutek, a w sercu pustka wielka! Zdala dochodzą mnie dźwięki fortepianu, jakieś tęskne i senne — słońce schyla się coraz to więcej ku zachodowi a jego złote — krwiste promienie rzucają ostatnie pożegnalne pozdrowienia, bo wkrótce zapadnie zmrok. I w mej duszy tak było niedawno — snułem jeszcze przędzę marzeń, łudziłem się, że słońce mego życia nie zajdzie nigdy — aż zaszło krwawo dzisiaj i nastąpił w duszy mej zmrok, przeczucie zimnej bezgwiaździstej czarnej wiecznej nocy!
Żal mi tych chwil minionych, które uważałem za szczęśliwe, choć obecnie dobrze widzę, jak się myliłem! Wszystko opromieniałem aureolą własnych marzeń i purpura na moich ideałach wydawała mi się królewską. A teraz widzę, że to wszystko było tylko szare, zwykłe, a tylko ja patrzałem na świat przez pryzmat własnych złudzeń... chodziłem po nim, jak po raju, usuwałem wszystkie nie harmonizujące z daną chwilą kontrasty, aż przejrzałem... I wyrobiłem sobie filozofję pogardy życia, lecz czemuż nie miałem jej już wtedy, gdy z wytężeniem sił wszystkich piąłem się po szczeblach drabiny społecznej, w pocie nieraz czoła, często spychany lub spychający innych! I po co tak chciałem wspinać się coraz wyżej — chyba, po to, by potem tem boleśniej odczuć upadek z wysoka!
Stykając się dawniej z ludźmi prostymi, dziwiłem się, patrząc na ich bezmyślne nieraz twarze, jak mogą oni żyć, nie mając pełnej świadomości celu życia... A teraz widzę, że człowiek taki ma lepszy cel życia jak ja i stokroć jest odemnie szczęśliwszy, bo ma on
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.