swój mały zakres myśli i pragnień, nie wychyla się poza nie i łatwo może zawsze osiągnąć szczyt swych pragnień. — A ja! Im więcej zgłębiałem sferę mego ducha, tem większą czułem przepaść przed sobą, a pragnienia w miarę zaspokajania rosły stale i rafinowały się niezwykle. Biegłem też ciągle z wyciagniętemi rękami naprzód, szukając tego, czego znaleść nie można i ciągle skarżyć się musiałem na zawody, bo to co osiągnąłem, wydało mi sie zawsze czemś innem jak to, o czem marzyłem. Tyle lat pracy, nauki, wysiłków i na co? Chyba na to, by poznać, że na świecie osiągnąć można jedynie odblask swych marzeń i to nieraz spaczony zupełnie. Lecz przecież tylu ludzi żyje i nie narzeka — czemuż ja to czynię?
Mam zapewne słabe i przeczulone nerwy — nie przeczę. Inni zagłuszają się monotonną pracą, zabawą, ryzykowaniem życia, fortuny lub honoru, poświęcaniem się dla innych i tak jakoś schodzi im życie z dnia na dzień, z roku na rok. Są też tacy, co trzyma ich przy życiu ciągła nadzieja, ba, nawet myśl o chorobie swej lub innych, inni znów ciągle na coś czekają, na coś liczą i ciągle się łudzą. Ja tego nic nie mam już w sobie. Dla mnie świat stał się zupełnie obojętny, a ja na nim czuję się niepotrzebnym, zbytecznym. Gdy budzę się rano, to pierwszem mojem pytaniem jest: po co właściwie ja się obudziłem, co ze mnie za pożytek jest na świecie? I sądzę, że gorzej mi nie będzie tam — jak tutaj.
Słusznie też mówią ci, którzy twierdzą, że życie nasze na ziemi, to tylko próba przejściowa i śmiesznymi wydają mi się znowu ci, co wierzą w szczęście
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.