Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

doczesne, co budują rzekomo trwałe gmachy szczęścia na ziemi — a wszystko to przecież domki karciane, lada podmuch, niepowodzenie, kaprys i już nic z tego nie pozostanie.
Czyż to nie straszne, gdy niemal co dzień dowiadujemy się, że ten lub ów sławny człowiek ciężko zaniemógł. Dopiero niedawno widzieliśmy go u szczytu sławy i szczęścia, a dziś to ruina człowieka. Ci, co niedawno kłaniali się takiemu potentatowi do ziemi, przechodzą obecnie koło niego obojętnie lub z wyrazem pewnego litosnego zaciekawienia na twarzy. Blask aureoli zagasł nagle, pozostał tylko biedny, chory człowiek. Nie mogę zrozumieć, jak tacy ludzie żyć mogą nadal. Przecież wspomnienie ich świetnej przeszłości, musi być dla nich katuszą piekielną! Dowiadujemy się: umarł ten lub ów znakomity człowiek i zbiory jego są do sprzedania. I po cóż on zbierał, czyż na to, żeby potem przychodzili brutalnie kupujący, krytykowali jego ukochane zbiory a chwalili piękne ramy obrazów?
Wierzę, że można żyć na świecie spokojnie, ale tylko o ile się żyje dla innych, a nie dla siebie, rozumię też spokój ducha ascetów, zakonników, filantropów, matek, lecz kto nie ma w sobie altruizmu, kto chce żyć tylko dla siebie, ten lepiej niech powie: szkoda marnować sił bez celu, szkoda gonić za mirażem szczęścia, a w zamian pić gorycz zawodów i rozgoryczeń!
Nie mam żyć dla kogo, nie mam bliższej rodziny, a stwarzać jej sobie nie myślę, bo jest to niemożebne, by jakaś kobieta mogła mi dać szczęście, gdyż ja