w to szczęście wogóle nie wierzę. Czemuż mam zatruwać życie jeszcze drugiej istocie, wpajając w nią ciągle jad swoich zwątpień i pogardy życia? Nie chcę ciągnąć taczki codziennego życia z beznadziejnym spokojem, nie chcę być półzwierzem, więc pocóż mam tu pozostać?
Może, gdy zejdę z tego świata, to ustąpię miejsca komuś innemu, który będzie miał więcej sił, więcej energji i który mimo to, że nie warto żyć, jednak i tak żyć będzie i czegoś dokona, bo wierzę, że człowiek silnej woli wszystko może przełamać i wszystkiego dokonać.
Ja tej siły nie mam, ja boję się życia, ja żyć nie chcę, ja wolę śmierć, bo to tylko jedna chwila i potem nic, a raczej coś, co nie może być gorsze od tej męki, jaką ciągle znoszę, od tego obrzydzenia, jakie mam do siebie, do świata, do wszystkich!
Kończę ten list nie żadnym patetycznym frazesem, lecz spokojnie i zimno. Za chwilę leżeć będzie on tu na stole, a ja obok niego, a raczej nie ja, lecz tylko zimne me zwłoki.
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.