Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

z jakim wielu umiera na ustach. Bo uśmiech ten, to trudny do opisania wyraz twarzy zarazem, z jednej strony bladość cery, wyniszczenie, zaostrzenia rysów, a przytem dziwna równocześnie błogość rozlana na obliczu!
Żyjąc, pragniemy ciągle ruchu i już nas to bardzo niepokoi, gdy ktoś pozostaje dłuższy czas w jednej pozycji — bo przecież on żyje, krew w nim krąży — czemu się zatem nie rusza?
Kochamy to życie całą naszą duszą, choć nieraz wypieramy się tego i czynimy sobie i jemu na złość i ciągle nam się zdaje, że życie to, to materjał twardy, jak stal niezużyty — a jednak jakże jest w rzeczywistości inaczej!
Dziwimy się też, gdy się dowiemy, że ten lub ów umarł! Jakże to możebne — wszak widziałem go dopiero przed kilku dniami! I wydaje się to nam, czemś wyjątkowem — niebywałem. Zapominamy też o tem co rychlej i dalej szarpiemy znowu naszem zdrowiem, pewni, że mu nic zaszkodzić nie może.
Aż o to nagle i nasz organizm stanie i wtedy nasi znajomi znowu z bolesnem zdumieniem się zapytają:
Jakże to możebne — wszak widziałem go dopiero przed kilku dniami!