W białych murach szpitala zaległa wieczorna cisza. Cisza szpitalna ma w sobie coś strasznego... pozornie wszystko spokojnie, zdaje się, że sen zacznie roztaczać nad biednymi chorymi swe dobroczynne skrzydła, a tu nagle rozlega się jęk lub krzyk bolesny! O ile w dzień jęk taki jako wyraz bólu jest zupełnie naturalnem zjawiskiem, o tyle w nocy w sali chorych ma on zupełnie inną niejako barwę. Bóle w nocy zwykle się nasilają, chory czuje się wtedy taki biedny, samotny, mdłe światło na sali, rzuca dziwne cienie, gorączka się wzmaga, odpychając sen ze znużonych powiek... szuka tedy oko jakiejś przyjaznej duszy, słów kilka pociechy, ulgi w cierpieniu.
A tu naokół towarzysze niedoli. Jedni spowici snem, inni apatyczni zapatrzeni w dal, inni skurczeni z bólu, lub niespokojni: To cisza szpitalna — cisza, której boją są nieraz najodważniejsi!
Doktor Słupski skończył właśnie wizytę wieczorną na swym dyżurze i usiadł w pokoju inspekcyjnym. Drzwi od tegoż uchylone dozwalały patrzeć mu wprost na dużą salę chorych. Słupski, doglądając ich, nabył już wprawy w słuchaniu. Poznaje dokładnie, że teraz jęknął amputowany, teraz żałośnie skarży się młody