Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

karza dziwna bladość twarzy żony. Przywitał się z nią jak zwykle czule, lecz zaraz lekarz zaczął brać w nim górę, począł ją badać, dopytywać i dotknął pulsu... aż drgnął, puls ledwie dał się wyczuwać! Wkrótce niestety nie było mu tajnem, że stan jest bardzo groźny a krwotok wewnętrzny wymaga natychmiastowej operacji. Przeszedł szybko do telefonu, lecz niestety kolegi, do którego jedynie miał zaufanie jako do operatora, nie było w domu, bo wyjechał właśnie na wieś do chorego. Przewozić żony w takim stanie nie można, podobnie nie ma czasu na wołanie specjalisty ze stolicy; czekanie dalsze grozi życiu — więc cóż robić?
Sorański ukrył twarz w dłoniach i zimny pot pokrył mu czoło — nagle wstał, wyprostował się i wyrzekł z mocą: nie ma innej rady muszę sam ją operować!
Powrócił do żony i w formie tkliwej lecz stanowczej przedstawił jej rzecz całą i czekał odpowiedzi. A ona zapytała tylko: czy tak być musi Janku? Tak dziecino, innej rady niema. A kto mnie będzie operował? Sorański drgnął — ja, Stefo, bo Witowskiego niema, a któż innyby się tego podjął.
Ty! A to bardzo dobrze, ja ci tak ufam Janku, wiem, że z całych sił pragniesz mego zdrowia, więc dołożysz takich starań, jak nikt inny, bym prędko przyszła do zdrowia — nie zwlekajmy zatem.
Sorański automatycznie poszedł do telefonu, poprosił dwóch kolegów do pomocy i upadł na fotel. Czyż znajdzie na tyle siły i zimnej krwi, by dokonać operacji na niej, i to jeszcze operacji, którą wyko-