Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Janku, ja ci tak wierzę! — zaszumiało mu w głowie!
Znowu sprężył się jak stal, opanował krwotok i nawet nie zadrżał, gdy płód, jego własne przecież przyszłe dziecię, wyjął na zewnątrz. Szybko i pewnie dokończył zabiegu — żona była uratowana!
Obandażował ją sam, przeniósł na łóżko i siadł koło niej.
I nagle odezwał się w nim znowu mąż — poczuł się tak dziwnie osłabiony i bezwładny, że myśleć poprostu nie mógł. Patrzył w jej bladą twarzyczkę jak w tęczę, a ręce tak mu drżały, że pulsu wyczuć nie mógł. Prosił więc jednego z lekarzy, który właśnie wchodził, by się pożegnać o zbadanie pulsu.
Wcale dobry, panie kolego, nie można go porównać z tem, co było przed operacją. Lekarze odeszli — został sam.
A teraz dopiero zjawiła się reakcja i przestał poprostu logicznie myśleć, natomiast zaczęły go prześladować różne wątpliwości — czy ja jednak dobrze krwotok zatamowałem, czy tam co nie krwawi, czemu ona sie jeszcze nie budzi, dlaczego tak słabo oddycha?
Chora spała... szary świt zaczął wpadać przez okna a on siedział ciągle wpatrzony w nią, jak w tęczę. Już pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadły do pokoju i zadrgały złotą aureolą w jej ślicznych włosach. Po twarzy śpiącej przeszedł jakiś prąd ożywczy, otworzyła oczy i napół senny, nieprzytomny wzrok skierowała na niego.
Stefo! moja Stefo, mówił szeptem, choć dobrze wiedział, że przecież jeszcze go nie rozumie. Dopiero