Tak wstyd mnie to powiedzieć, ale ile razy całowałeś mnie i drżałeś, wątpiłam w Ciebie, lecz gdy stanąłeś nademną z nożem w ręku, spokojny i pewny i gdy rzekłeś stalowym głosem: proszę zaczynać narkozę, wzbudziłeś we mnie takie zaufanie i taką pewność, że zasnęłam zupełnie spokojna.
A gdy się obudziłam, to znowu wzbudził się we mnie niepokój, bo zobaczyłam Cię znowu zdenerwowanym, drżącym i niepewnym.
Skoro tylko jednak poskarżyłam się na coś, budził się znowu w Tobie lekarz. Stanąłeś nademną i głosem pewnym rzekłeś: proszę Cię, bądź spokojna i nie ruszaj się, zaręczam Ci, że wszystko jest zupełnie w porządku. Wtedy uwierzyłam Ci jako lekarzowi.
I wtedy Sorański zrozumiał dopiero, jak mylnie ocenia publiczność tak zwane „serce“ u lekarzy. Co chwila przecież mówi się: ach, lekarze, zobojętniają się na wszystko — nie mają zupełnie serca!
I ludzie sami nie wiedzą wtedy, co mówią! Wszak tu sama jego żona dała najlepszy tego dowód, jak się na tę sprawę zapatrywać należy — wierzyła mu wtedy gdy był lekarzem, a nie wzbudzał w niej żadnego zaufania, gdy szedł do niej tylko z sercem jako mąż kochający!
A jednak lekarze idą z tym sercem zawsze prawie, lecz kryć go muszą pod maską powagi, pewności siebie i lekkiego humoru, bo tego dobro chorego w pierwszym rzędzie wymaga.
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.