Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

Pojechaliśmy raz w większem towarzystwie na wieś. Po dobrej kolacji chodziliśmy po ogrodzie, a raczej goniliśmy się. Idę dość ciemną aleją i nagle rzuca mi się ktoś w ramiona. Zaraz węch dał mi znać, że to panna Maria, która pomyliła się, myśląc, że to jej narzeczony. Tuż obok ktoś rozmawiał, a ona całując mnie namiętnie, szeptała ciągle: „cicho bądź nic nie mów, żeby nie słyszeli“. Mogłem wykorzystać te sytuację, a jednak zapach jej ciała był wtedy taki niemiły, że nie mogłem się powstrzymać, by nie uciec. Idę tedy szybko i spotykam właśnie owego narzeczonego, nasiąkniętego znowu wonią innej znanej mi pani. Ładnie, mówię mu, ty wycałowujesz tu p. Zofię a tam Mania czeka stęskniona za tobą! Zmieszał się strasznie i potem rzucił mi na odchodnem: prawda, że przed twoim psim węchem nic się nie ukryje!
Zrobiłem też naturalnie przez mój węch wiele ciekawych spostrzeżeń. Tak, n. p. wiadomo i panu choć nie masz takiego węchu, że istnieją tak zwane wonie płciowe (kaprylowe). Otóż normalni ludzie czują je wtedy, gdy zbyt wiele ich z ciała się wydziela. Ja zaś czuję je zupełnie inaczej i dlatego często potrafię odróżnić, czy kobieta okazująca skłonność do mnie, czyni to na zimno z kokieterji czy rzeczywiście z uczucia i temperamentu.
A jakże czujesz pan silne zapachy n. p. perfumę? zapytałem...
O to sprawa zupełnie inna — perfum wogóle nie znoszę, bo każdy silny zapach sprawia na mnie wrażenie takie samo, jak na oko błyskawica lub na