Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/48

Ta strona została uwierzytelniona.


PRZY BLASKU ŚWIECZKI


Zapadł wieczór, jakiś senny, cichy. Z oddali słychać ostatnie westchnienia dnia pracy i znoju, poryk bydła, nawoływania pastuszków, tu i ówdzie melodje smętnej jakiejś piosenki. W budynku szkolnym ulokował się szpital polewy i czeka na rannych.
Dr. Lenarski ukończył właśnie urządzanie sali operacyjnej i usiadł w oknie. Promienie zachodzącego słońca złociły dachy chat, czerwieniły szybki w oknach, rozlewały się po polach, nadając całej okolicy tę miłą, spokojną barwę, jaka cechuje letni wieczór przy zachodzie słońca.
Któżby powiedział, że obok tej cichej polskiej wsi, rozgrywają się straszne walki kolosów, krew płynie strumieniami, a żelazo pada deszczem, a tu tak cicho, tak spokojnie, jakby wieczny pokój panował na tej ziemi.
Sciemna się. Lenarski myślą biegnie w strony rodzinne, w tem zdala zaczynają dochodzić jakieś pomieszane odgłosy, skrzyp, brzęk, dudnienie i odgłos kopyt końskich. Z pagórka zaczynają się staczać zwolna wozy Czerwonego Krzyża. W szpitalu rozpoczął się ruch gorączkowy, a Lenarski wyszedł przed dom, by dopilnować wyładowywania chorych.
Wozy stanęły sznurem przed szpitalem i zaczęto znosić rannych na noszach i kładziono pokotem w sieni.