sokami swej matki, przychodziło w oczach niemal do zdrowia.
Podlawski często wspomina tę operację, nie tyle dumny z tego, że mu się tak świetnie udała, ile dla tego silnego wstrząsu, jaki przytem przeszedł przez jego stalową naturę, gdy wbijając nóż w ciało matki, usłyszał szept:
Wszystko dla ciebie, dziecino jedyna ty moja!
Lecz często, gdy to opowiada, ktoś powie: nie wierzę, żeby panowie chirurdzy mieli jakieś serce, no, może wyjątkowo w tym wypadku, było to rzeczywiście bardzo drażliwe, ale zresztą... krajecie bez litości!
A Podlawski z tym swoim dobrym zawsze uśmiechem odpowiada na to łagodnie: wierz mi pan, że wielu z nas ma może więcej serca jak przypuszczacie, ma go może więcej, jak niejedna osoba z otoczenia samego chorego. Gdybyś pan czuł nieraz, co sie dzieje w duszy operatora, gdy ma dokonać ryzykownej operacji, to byś zaraz zmienił zdanie! Gdybyśmy tego serca nie mieli, nie narażalibyśmy tak często naszego zdrowia i naszych nerwów, ot, robiliśmy tylko to, co najkonieczniej jest potrzebne, bez wiary nieraz w efekt.
Trudno wymagać, by operator rozczulał się nad operowanym, przelewał łzy do otwartej rany i operował drżącemi ze wzruszenia rękami! Ale przypatrz się pan kiedy na mnie po ciężkiej operacji, czyż tak wygląda człowiek bez serca?