rwanie, smarowałam tez bidoka, czem się dało, a tu nic... i sadłem go obłożyłam... wszystko nic.
A czemuż nie wezwaliście wcześniej lekarza?
Wceśni? A po co, przecie był zdrowy zawsze jak kuń i dopiro teraz go tak wzieno...
Ależ choroba ta już jest od dłuższego czasu?
Kaj ta od dłuższego... będzie może na św. Michoł dwa miesiące jak choruje...
No to był czas przecież poradzić się...
A był, ale ludziska radzą i radzą, to się próbuje i to i owo, aż dopiro ksiądz dobrodziej nom kozoł, niby to za przeproszeniem... do pona likorza.
No, moi drodzy, więcej już nie uradzimy, jak mówiłem, jedynie operacja jeszcze ratować go może - czy się zgadzacie?
No, niby jak?
Zeby zostawić go w szpitalu na operację.
Niby rżnąć — oj bidoku, bidoku, na co ci przyszło (płacze), może Pon likorz jako zlituje się i napisze jakie likarstwo, może proszki lub wódkę, żeby mu się dobrze zrobiło...
Ależ kobieto, czyż nie rozumiecie, tu żadne lekarstwo niepomoże, bo tam jest guz, trzeba go wyciąć.
A po reperacji, to nie zamrze?
Mam nadzieję, że, o ile uda się guz wyciąć, to może być jeszcze względnie zdrowy, trzeba próbować, no cóż, zostawiacie go?
Bartek chces ostać?
Niby jak?
No w śpitolu.
Strona:Adolf Klęsk - Zwierzenia histeryczki.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.