wszystko inne! A z drugiej strony, jakże smutnem jest nasze powołanie, gdy mamy leczyć chorego nieuleczalnego! Całe nasze zadanie wtedy, to jest łudzenie tego chorego, wyciąganie nieraz z groźnych objawów wniosków jak najpomyślniejszych, wyrażenie mową wprost przeciwnych słów, jak obecne nasze myśli! Łagodzić cierpienia takiego chorego, to też obowiązek. Ale nieraz to łagodzenie jest zarazem i straszną męką. Chwilowa euforja wyradza zaraz nadzieję i pragnienie życia. Nawet chory, wiedzący dokładnie, co go czeka, łudzi się wtedy, a gdy choroba ta minie, pogrąża się jeszcze więcej w rozpacz. I znowu przychodzi chwila ulgi, znowu te płonne myśli i znowu zwątpienie! Na szczęście z tych ciągłych kontrastów światła i cieni wyradza się w końcu apatja zupełna. Niestety, nie u wszystkich.
W domu zastałem już kilka osób. Badałem ich już bez tej ciekawości i zapału, z jakim to zwykle czynię, ale zimno i machinalnie. Zjawiła się dama cierpiąca na histerję. Czuła się ciężko chorą, wynajdywała u siebie różne groźne symptomy, a przecież ja w organizmie jej, prócz chorych nerwów, nic nie znalazłem. I zaraz porównałem w myśli ich oboje! Tamtego, który wie, że ma raka i znosi to ze spokojem godnym bohatera i tę zdrową kobietę, która jest też pewną, że ciężko choruje. Oczekuje ona śmierci na pewno i nawet bardzo tem się niepokoi. Czemuż to życie takie dziwne! Temu, co ma umrzeć, daje hart duszy, a tego, co żyć będzie długo, prze-