kłopotanego towarzysza. — Może są już nowsze, może przez ten czas doznał język portugalski takiego wstrząśnienia gwałtownego, jak niegdyś Lizbona. Wszystko się wywróciło, wszystko runęło, a na gruzach powstał nowy język, jak nowe wyrosło miasto na zwaliskach starego.
Ale oto ukazał się p. Mendez Leal, minister portugalski, jeden z najgorliwszych orędowników literatury swego kraju i jeden z najznakomitszych ludzi na polu piśmiennictwa. Jednocześnie z nami stanęli w Lizbonie liczni, z różnych krajów przybywający członkowie kongresu literackiego, którego wzmiankowany minister jest członkiem czynnym, wice-prezesem stałym, sprężyną główną i duszą. Przybył on właśnie na spotkanie swych gości.
Niebawem więc zapanował spokój w podróżnéj rzeszy. Starano się czynić wszelkie ułatwienia dla dalekich podróżników. Skorzystaliśmy i my także — choć do innego, bo do archeologów należeliśmy grona — z uprzejmości i objaśnień czcigodnego gospodarza.
Każdy śpieszył w swoję stronę, szukając jaknajprędzéj wygodnego dla siebie miejsca spoczynku. Nam chwilę jeszcze czekać wypadło. Więc korzystamy z wolnego czasu. Oto Tag przed nami. Nie widać wprawdzie tych „Tagides minhas,” tych nimf wodnych, o jakich w Luzyadzie wspomina Camoens; ale te barki, te ło-
Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/18
Ta strona została skorygowana.