Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

by je chciał w mumią egipską zamienić, lub w roślinę do przechowania w zielniku.
Więc pod wieczór dopiéro, kiedy już słońce pochylać się zaczęło ku wodom oceanu i wysokie domy ulic rzucały poza siebie długie, cieniste szlaki, można było wyjść z mieszkania i puścić się na wędrówkę po mieście.
Ale nie czas potemu, bo inne, ważniejsze niż obowiązki turysty, pilniejsze sprawy powołują nas do gmachu akademii nauk, gdzie mieści się biuro kongresu antropologicznego i gdzie niebawem zagajone być mają obrady międzynarodowego zjazdu badaczy przedhistorycznego człowieka.
Lizbona więc, jéj kościoły i zamki, jéj gmachy i zbiory, jéj bujne pozamiejskie ogrody i cudne naomorskie widoki, wszystko to czasowo musi dla nas pozostać niezbadaną tajemnicą, zakazanym owocem, zaklętym skarbem, który tém więcéj zaostrza ciekawość i podnieconą czaruje wyobraznię.
Wprawdzie już po drodze mnóstwo ciekawych rzeczy wpada nam w oko i uwagę naszę pochłania. Oto skwer niewielki, ale jakie wspaniały! Młode palmy roztaczają swe liście, zielonawe kaktusy biegną dokoła. Tu ponsowym kwitną kwiatem, tam z poza kolców wychylają, niby ciekawe dziecko główkę, żółtawą koronę. Jeden strzela ku niebu i dumnie się trzyma jak młodzian, inny