Żyć zamkniętym w ścian cztérech niewoli.
Mnie tu nuda zabije.
Ha! tam chyba ożyję,
Gdzie powietrza, gdzie stepu dowoli —
odżyły nagle w pamięci szkolne czasy, tak dawno ubiegłe — kiedyśmy i Maryą Malczewskiego, i Kirgiza i innych nosili ze sobą, nie w kieszeni, nie w głowie. Całe strony, całe ustępy deklamowaliśmy sobie niegdyś nawzajem, my, towarzysze młodości.
— Może sobie przypomnę sam inny jaki piękny opis z Kirgiza — rzekłem w dalszym ciągu odpowiedzi — jako dowód, że mi nieobcym jest poemacik, o którym mowa. Pędzimy, panowie — mówiłem do nich daléj — wśród tej pustyni, wśród téj smutnéj okolicy, o dzikiém nieco obliczu, jak ów Kirgiz:
Lecą w lewo i w prawo,
Mkną przedmioty tak żwawo,
Że nie poznać: dom, wzgórze, czy drzewo.
Lecą... jeździec wzniósł czoło,
Spojrzał — stepy wokoło,
Przed nim, za nim, na prawo, na lewo.
Tu kończyły się drogi,
Wkrąg, jak zajrzysz, rozłogi,
Puste, równe, faliste...
Krajobraz powoli się zmieniał, ożywiał. Czę-