„Lecz słowo tylko, to marna połowa
Arcydzieł życia, modlitwa jedyna,
Co godna Stwórcy od hymnu się wszczyna
I nie zna myśli i słowa rozdziału“...
I byłbym daléj na ten temat powtarzał wiersz Krasińskiego, gdyby nie przeraźliwe skrzypienie wozów, zwolna toczących się ku miasteczku, do którego zdążamy.
Urwał się wątek rozpamiętywań i uwag moralizujących, na szczęście dla czytelnika, i całą uwagę naszę pochłonęły wozy, na drodze dostrzeżone.
— A toż to rzymskie wozy, owe bigae dwukołowe, przedhistoryczne niemal, z czasów Romulusa, a conajmniéj drugiego założyciela Rzymu, Kamilla — zawołałem ze zdziwieniem, na widok ten nowy, nieznany, a tak zajmujący.
— Tak jest — potwierdzili mi dwaj towarzysze. — To tu powszechne.
Co za potęga tradycyi dawnéj! Toć jeszcze dochowały się tu szczątki rzymskiego panowania. Już dawno, dawno gdzieindziéj, dokąd sięgały zwycięzkie orły rzymskie, wszystko zniknęło z oblicza ziemi, chyba z wyjątkiem olbrzymich ruin amfiteatrów, których jeszcze czas nie strawił, a tu na ukrainie rzymskiéj Rzym starożytny, Rzym klasyczny żyje w życiu codzienném, w sprzętach i uprzęży! Przez tyle stuleci gościły tu ger-