Strona:Adolf Pawiński - Portugalia.djvu/73

Ta strona została przepisana.

Kiedy tak rzędem snują się wozy o olbrzymich kołach, a na czele każdego pociąga widzisz woźnicę o długiéj lasce, to jakbyś miał przed sobą szeregi dowódźców zbrojnych.
Cajado (wymów każado) nazywają się po portugalsku te laski, a nosi je nietylko woźnica, ale każdy wieśniak, czy pieszo idzie, czy konia dosiędzie, czy na mule pędzi.
Gdy w drogę się udaje, gdy w pole idzie, bierze cajado ze sobą. Na cieńszym końcu przywiązuje koszyczek albo sakwę o farnel i tam chowa swój posiłek dzienny. A kiedy i tego nie potrzebuje, jednak laski swéj nie opuszcza. Idzie z nią wszędzie. Skoro się zbiorą wieśniacy w kilkunastu, to staną wkoło, a każdy zawiesi ręce na lasce opartéj o ziemie — istni żołniérze, wspiérający się na karabinach.
— W podaniach naszego ludu, w życiu jego społeczném — mówił do mnie prof. Pedroso, głęboki znawca dawnych zwyczajów swoich współziomków — w pieśniach...
Ale przeraźliwe piszczenie i skrzypienie wozów przerwało nam rozmowę, z któréj chciałem zasięgnąć dalszych jeszcze wiadomości o pieśniach i podaniach ludu wiejskiego w Portugalii.
— Więc innym razem — dodał mój uprzejmy towarzysz i kolega — wyjaśnię panu te sprawy, o które tak ciekawie pytasz.