po Tatrach wędrówkach. Jest ono prawdopodobne, nie ulega bowiem wątpliwości, że złoto w dawnych wiekach znajdowano w Kościeliskim potoku. Z czasem jak wszędzie, wyczerpało się i zaniechano exploatacyi. Zdaje się, że to nastąpiło już za panowania wspomnianego króla, opowiadali mi bowiem starzy ludzie, że ostatni młynarz, który złoto w tym młynie dla króla Zygmunta I. wypłukiwał, został przez opryszków zabity i oto w tej mogile został pochowanym. Na mogile zabitego stał krzyż wprawiony w kamień młyński. Słoty krzyż zniszczyły, burza go obaliła — kamień zaś z mogiły, który widzicic na brzegu potoku, spławiły gwałtownie z gór ściekające wody[1]. Panowie, szanujmy podania i pamięć tych, co polskim królom wiernie służyli, — wtoczmy kamień na mogiłę i postawmy w nim krzyż na pamiątkę młynarza króla Zygmunta, z przesławnego rodu Jagiellonów.“
Słowa ukochanego profesora były dla nas rozkazem. Jedni z towarzyszy, wziąwszy z sobą kilku górali, udali się z leśniczym na górę pomiędzy starodrzew, ażeby wyciosać krzyż świerkowy; drudzy i ja w tej liczbie, zajęliśmy się wtaczaniem kamienia na dawne miejsce po za drogą na mogiłę. Nie łatwo go było poruszyć, wrósł już bowiem w ziemię na brzegu potoku i wiele trzeba było wysileń, żeby go ztamtąd wyważyć. Gdyśmy go wydobyli, podkładaliśmy podeń drągi i gałęzie, które się nam pod ciężarem kamienia ustawicznie łamały, — powoli jednak, posuwaliśmy go naprzód po pochyłości w górę. Dużo czasu zeszło zanim zdołaliśmy go na mogiłę wtoczyć. Robotę utrudniał nam deszcz,
- ↑ Jest inne jeszcze podanie o tej mogile. Walery Eljasz w „Illustrowanym Przewodniku do Tatr, Pienin i Szczawnic“ (Poznań), nakład J. K. Żupańskiego 1870 r. str. 70) tak je opisuje. „Doszedłszy do miejsca, gdzie po wschodniej stronie drogi leży kupa suchych gałęzi, jest na brzegu potoku ogromny kamień młyński a na zachodniej po nad drogą wśród drzew drugi taki kamień, w którym tkwi krzyż drewniany z napisem „I nic nad Boga“ przewybornie odpowiadający miejscu swego istnienia. Krzyż ten wzniesiono za staraniem Wincentego Pola. Tu się wydarzyło, że jakiś Podhalanin założył się, iż na Ornaku obrobiony kamień młyński zwiezie do wsi. Wioząc go, w tem właśnie miejscu wóz się wywrócił i człowieka tego zabił. Miało to stać się w niedzielę. Pochowano go, gdzie stos suchych gałęzi, bo każdy z przechodniów, według starego zwyczaju rzuca gałąź suchą na grób nieszczęśliwego. Krzyż pierwotny ognił, upadł i zniszczał, aż w r. 1868 postawiłem nowy, ten sam napis wyrywszy wielkiemi głoskami.“
Podanie przytoczone przez W. Eljasza zaprzecza podaniu, o którem mówił nam W. Pol.
Jest to jednak sprzeczność pozorna, w rzeczy samej bowiem są to dwa zupełnie różne podania i oba mogą być i zapewne są prawdziwe. Pol słyszał podanie o młynarzu złota przed półwiekiem, W ciągu tego czasu mogło z pamięci górali ulecieć, zwłaszcza, że istniało drugie, o człowieku wiozącym kamień z Ornaku. Człowiek ten przypadkowo zabity, leży pochowany w mogile, na której leży kupa suchych gałęzi, — młynarz zaś zamordowany spoczywa w drugiej mogile, na której krzyż wznieśliśmy z polecenia W. Pola.
Za podaniem o płuczce złota przemawiały ślady budowli, przed 32 laty jeszcze widoczne i owe dwa młyńskie kamienie. Machina płuczka używana do wydzielania złota z piasku, posiada dwa młyńskie kamienie. Obecnie podobno innych machin używają. Dawnej konstrukcyi płuczki widziałem w 1855 r. w Syberyi, — podobne były do tych, jakie przed wiekami były w Europie używane i miały dwa kamienie.
Otóż, jak obecność dwóch kamieni w tem miejscu przemawia za podaniem o płuczce złota, — tak dwie mogiły, zdają się potwierdzać podanie o zamordowaniu młynarza Zygmuntowego i o przypadkowej śmierci górala jadącego z Ornaku.