Strona:Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu/16

Ta strona została skorygowana.

mało miejsca w mieszkaniu, wybiegała więc często na ulicę i składała dalej, śmiejąc się przy tem nieprzyjemnym, ochrypłym, jakby zgryźliwym głosem. Powtarzała każde słowo, wymówione w jej sąsiedztwie. Rzadko bawiła się z dziećmi. Każdym razem zabawa rozpoczynała się od słów: „Pokaż, mi.......!“ Przy tem starała się podnieść sukienki broniącym się przed tem mniejszym i większym dzieciom.
Gorzej kończyło się to nieraz pomiędzy rozpustnymi chłopcami. Nawet pies nie mógł leżeć spokojnie na słońcu, drażniła go rękami, mówiąc: „Co to masz?“ Na co to masz? Daj to tu!“ Uganiała za krowami i wszędzie im zaglądała. Nawet niemowląt musiano przed nią pilnować. Pomimo tego twarz jej kwitnęła, jakby zdrowym rumieńcem.
Często kładła się na wznak do trawy. Twarz jej była mocno zarumienioną, a oczy dziwnie senne, przymknięte, a oddech nieregularnie przyspieszony. Sama zbliżyłam się do niej, wokoło nie było nikogo. Było to w ślicznej, górskiej okolicy, dokąd ją oddała matka do swej siostry, by ją wyrwać z pomiędzy dzieci i hałasu, że może podziała na nią górskie powietrze i wyzdrowieje.
Był cudownie miły, letni dzień, nawet wietrzyk nie poruszał kwiatkami. Usiadłam koło niej na trawie i pytam się: „Jak się masz?“ Odpowiedź: „Jak się masz?“ Pytam dalej: „Jest ci tu dobrze?“ Powtórzenie pytania było odpowiedzią. Pochwyciłam jej ręce, gniotące jej podbrzusze i rzekłam: „Nie wolno tak robić!“ Ona odparła na to: „Puść mnie, nie trzymaj mi rąk!“ Dziwny blask przeszył jej oczy, aż było nieprzyjemnie patrzeć w nie, lecz rąk nie wypuściłam, trzymałam je mocno w swoich. Powstał następujący dyalog pomiędzy mną a niskim duchem, jakby trzecią osobą, patrzącą przez oczy dziewczyny.
Pytam się: „Dlaczego niszczysz nerwowe siły tej małej?“
Odp.: „Ona tak chce, ona mnie woła do siebie.“
„Ależ to ją zupełnie ogłupi, gdyż flujdy, mające koncentrować myśli, pierzchają od jej mózgu.“
„To nic nie znaczy, ona tak chce.“
„Ależ to jest przecież strasznem być głupim i szerzyć zepsucie!“
„Nieprawda, najlepiej być głupim, głupiego nikt nie karze, a co nazywasz zepsuciem, to jest największą rozkoszą.“
Doznałam pewnego rodzaju zawrotu głowy, poznawszy, że to świadomie zły duch mówi przez jej usta. Byłam jak przybita do ziemi i postanowiłam nie zwracać więcej uwagi na podobne wypadki. Owego owładającego ducha prosiłam:
„Patrz, jakie zmartwienie robisz jej rodzicom! Proszę cię w imię Najwyższego, — nie czyń tego więcej!“