Staruszka była wdową. Narzeczony córki myślał, że to tylko nadzwyczajna serdeczność matki, gdyż on pokochał właśnie tylko jej córkę. Matka rzucała się nerwowo podczas snu na łożu, postać młodzieńca zjawiała się co chwila przed wzrokiem ducha i pragnęła by tylko ona szła z nim drogą życia. Gdy przed przybyciem przyszłego zięcia poczęła starannie poprawiać przed lustrem na sobie włosy i ubranie, pouczało ją nieubłaganie owe lustro, że ona nie jest dla niego. Powzięła myśl, żeby chciała przynajmniej być w jego bliskości, że tem uciszy się pewnie w jej duszy to smutne drżenie.
Nadszedł dzień ślubu córki. Pobłogosławiła im ze łzami w oczach. Ponieważ kochała swoją córkę, chciała by jej w przyszłości nie było źle, lecz bolało ją, że musi się na zawsze pożegnać z myślą doznania rozkoszy w objęciach tego młodego człowieka. Skwapliwie wsłuchiwała się w ich rozmowę, a gdy młody małżonek raz po raz całował swą żonę, ona przenosiła w myślach te pocałunki na siebie. To ciągłe chcenie, to pragnienie być tylko w jego bliskości, miotało jej zmysłami. Zachowywała się nerwowo wobec córki, a znów ją pieściła mówiąc: „Zazdroszczę ci, ty jesteś szczęśliwą!“
Córka zrozumiała powoli swą matkę, a kochając ją także, przemawiała do męża, by jej matka mogła spędzić swe ostatnie lata w ich towarzystwie. To orzeźwiło ją ponownie i rozweseliło jej twarz, lecz niezaspokojona namiętność pożerała jej korzeń życia. Stała się milczącą i trochę — jak to mówią złą. Zaczęła nienawidzieć męża swej córki i zdecydowała się żyć samotnie, że jej tak będzie lepiej. Wkrótce potem zmarła.
Jej córka chodziła z piątem dzieckiem w ciąży. Upłynęło kilka miesięcy od śmierci matki, a ja nie spotykałam nikogo z ich familji, aż wreszcie słyszę, że owa kobieta warjuje. Czasami ma dobre zmysły, czasami plecie niestworzone rzeczy. Przytem starannie gotuje i mężowi okazuje największą troskliwość.
Patrząc jasnowidnie, ujrzałam jej matkę, która z niezaspokojonem pragnieniem odeszła na tamten świat i z tem samem pragnieniem wracała z powrotem. Po odejściu na tamten świat podczas ciąży córki, powracała z duchem owładającym małe ciałko dzieciny i owładała ciało swej córki. Córka zaś płakała często przed zrodzeniem dziecięcia i wołała ku sobie zmarłą matkę, wskazywała jej tem drogę ku sobie.
Dziecię już było na świecie i ssało pokarm z piersi matki. Chwilami patrzała z mocno otwartemi oczyma w ten lub inny kąt mieszkania i wołała: „Moja mama!“ W jej wzroku przebłyskiwał lęk ducha. Zaczęła już paplać i mówić niezrozumiałe — niby urywane słowa. Dla mnie były one zrozumiałe, skoro widziałam jej matkę i jej myśli.
Owe niezrozumiałe słowa były: „Mamo zostaw mnie, daj mi spokój, mam dzieci i męża!“ Dalej ciągnęła jakby płaczącym już głosem: „Dzieci, moje dzieci, no to ja pójdę, pójdę
Strona:Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu/18
Ta strona została skorygowana.