choroby. Każdy taki duch śledzi pilnie swoja ofiarę. Gdy widzi, że chory udaje się do lekarza z wiara i ufnością, wtenczas ustępuje od niego na dłuższy czas, lecz rzadko kiedy ustępuje zupełnie.
Pewnego dnia przyszła do mnie matka z 20-letnim synem. Twarz jego była bronzowa, policzki zapadłe, oczy smutne, mętne. Cała postać ale była łagodna. Jasne ubranie, przylegające elegancko do ciała, posiadało od trawy zieloną plamę na kolanach, ręce były zbrudzone kurzem, włos trochę rozwiany. Stał smutnie obok matki, a ta podniosła ku mnie złożone ręce, prosząc z bólem w głosie i przestrachem w oczach: „Ratuj mi pani syna! Trzy razy upadł mi na drodze, nim go tu przyprowadziłam!“
Nie robiłam jej wielkiej nadziei, gdyż wiedziałam i widziałam, że trudno będzie oderwać niedobrego ducha od swej ofiary. Zaproponowałam pozostawić go u mnie przez kilka dni, gdyż muszę go prawie leczyć podczas napadu. Matka przyrzekła mi połowę majątku, jeżeli jej syna wyleczę. Nie mogła się z tem pogodzić, że nie chcę przyjąć wynagrodzenia nawet za te kilka dni, przez które on u mnie zamieszka, nie rozumiejąc, że takiej choroby nie leczy się za pieniądze, tylko siłą wiary i przejęciem cierpień danej osoby na siebie, chociażby na krótki czas.
Nie upłynęły po odejściu matki ani trzy godziny, a chory zaczął być niespokojny, którego umieściłam przy oknie, by dobrowolnie patrzał do przyrody lub by czytał książkę. Ze dwa razy obejrzał się na mnie, nie wiedząc, czy wstać czy spokojnie dalej siedzieć, potem zaczął wydawać głos, podobny do mruczenia. Byłam z nim sama w pokoju. Z kuchni dolatywał głos mej matki. Pragnęłam, by matka nie weszła do pokoju podczas napadu, by się nie wylękła.
Przystąpiłam szybko do chorego, położyłam ręce na jego głowie, mówiąc: „W imię Boga, niech odstąpi wszystko złe od ciebie!“ Chory spojrzał na mnie. W jego oczach błysnęła łza. Wtem wpadł do mieszkania zimny wiatr, oderwał ze ściany mocno przybite wieszadło, na które można było wieszać najcięższe palta, i rzucił wraz z hakami na ziemię. Chory patrzał na to ze zdziwieniem. I mnie było nieprzyjemnie i rzekłam do młodzieńca: „To twoja choroba, która cię miała powalić na ziemię, wyrwała ze ściany wieszadło.“ Chory, mając dosyć zdrowe zmysły, westchnął i tulił swoją głowę w moje
Strona:Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu/22
Ta strona została skorygowana.