dłonie, a z pod przymrużonych powiek wysunęło się kilka łez i potoczyły się po kościstej twarzy. Zrzuceniem wieszadła zaalarmowana moja matka przybiegła zobaczyć, co się stało. Stanęła przestraszona w drzwiach, domyśliła się, że zrobiła to jakaś niska siła, a widząc, że trzymam ręce na głowie chorego, odeszła bez słowa. Z wyrazu jej twarzy wyczytałam niby zarzut: „Dlaczego wpuszczasz takich ludzi do domu?“
Za kilka minut ujrzałam w twarzy chorego jaśniejszy promyk, rozmawiał o swojej chorobie i przedziwne miał zdanie o niej. Nie znając wiedzy tajemnej, nie przypuszczał, że czyni to duch. Opowiadał, że zawsze odczuwa mocną trwogę, gdy się zbliża choroba, że serce zaczyna mu drgać, bić szybko i ma wrażenie, jakby jakaś ręka chwytała go za gardło i rzucała nim straszną siłą o ziemię. Podczas napadu ma uczucie, jakby ktoś klęczał na jego piersiach, trzymał go za włosy i tłukł jego głową o ziemię. Po ataku mija trwoga, siła, która nim trzęsła, pierzcha i przychodzi zmęczenie, senność, żal i tęsknota za zdrowiem, a znów radość, że chociaż na chwilę będzie miał spokój.
Pouczyłam go o tajemniczem działaniu ducha na jego ciało. W tej chwili nie znałam jeszcze głównych przyczyn jego choroby, zresztą w chwili zrzucenia wieszadła ze ściany odczułam ducha, lecz nie widziałam wyraźnie jego postaci, gdyż myśli moje były chwilowo skierowane na co innego. Postanowiłam zostać na straży i badać tajemniczą siłę złego ducha. Aż do wieczora chory czuł się dobrze, otucha, że będzie zdrowym, wstępowała w jego serce.
Wieczorem zaprowadziłam go do swego pokoju na pierwszem piętrze, wskazałam mu miejsce odpoczynku i odeszłam jeszcze do matki, znajdującej się w kuchni na parterze. Ta wymawiała mi, że już z powodu ludzi nie wypada, bym spała z chorym w jednym pokoju. Zrobiło mi się smutno, gdyż miałam najszczersze chęci wyleczyć chorego. W pokojach parterowych, gdzie spała matka i dzieci, nie mogłam go także umieścić, gdyż wiedziałam, żeby wszyscy na myśl o ataku, nie spali całą noc ze strachu. Powiedziałam sobie: „Dobrze, niech on tam śpi w górze w moim pokoju, a ja będę czuwała na dole.“ Kładąc się do łóżka, przylegającego do łóżka matki, pomyślałam, by ten, który męczy chorego, zbłądził i przyszedł do mnie, myśląc, że to ja jestem jego ofiarą. W myślach postawiłam magnetyczną ścianę koło otomany chorego.
Strona:Agnieszka Pilchowa - Kilka obrazków chorób umysłowych.djvu/23
Ta strona została skorygowana.