Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/101

Ta strona została przepisana.

osób, żyjących już podówczas na ziemi, lub mających się dopiero zrodzić, a które miałam spotkać dopiero w przyszłości.
Widziałam też kolejno wiele obrazów z życia Chrystusa na ziemi, widziałam uczniów i apostołów, widziałam cuda, czynione przez Chrystusa. Potem przesunęły się jeszcze obrazy żywotów mych późniejszych, po tych smutnych chwilach ukrzyżowania Pana.
Po przebudzeniu się z letargu zaczęły mi się obrazy zacierać, a że nie miałam nikogo na ziemi, z kimbym mogła porozmawiać o tem tajemniczem przeżyciu w czasie omdlenia, zaczęło mi się to powoli przedstawiać, jako żywy sen.
W późniejszem życiu mojem jednak spotykałam i spotykam jeszcze osoby, które ongiś ujrzałam w owych obrazach w czasie letargu. To, co wówczas w mgnieniu oka przesunęło się przed mym wzrokiem, jak w kalejdoskopie, zaczęło ożywać przede mną powtórnie i dochodzić już do mej zwyczajnej świadomości ziemskiej. Nie stało się to odrazu. W ciągu 20 kilku lat, które mię dzielą od owej chwili, w miarę spotykania danych osób, kolejno, budziły się we mnie wspomnienia z dalekiej przeszłości, mianowicie chwil, które mię z owemi osobami łączyły. Fale z przeszłości przypływały ponownie, tym razem z wielką siłą dawnych uczuć. Co ciekawsze wszystkie te sceny powtórzyły się w tem życiu jeszcze raz niejako „w skróceniu“, niejednokrotnie powtórzyły się niemal te same sytuacje. Uczucia i wzruszenia, które ongiś im towarzyszyły, jeszcze raz wstrząsnęły duszą, jako ostatnie echo z przeszłości, ostatnia rozgrywka karmiczna; były nieraz bardzo bolesne, to znów nabierałam z nich nowych sił do życia. W niektórych wypadkach powtórzenie się tych scen z przeszłości miało na celu utrwalenie danych osób i innych, którzy na to patrzyli, lub o tem później słyszeli, we wierze w wielką Moc i Miłość Ojca.

∗             ∗

Choć po obudzeniu się z letargu zatarły mi się powoli wspomnienia z wędrówki mej w zaświecie, jednakowoż trudno było zapomnieć o tej ogromnej lekkości ducha i o tej dziwnej wolności i poczuciu szerokiej przestrzeni we wszechświecie i tego brakowało mi bardzo na ziemi. Skrystalizował się w duszy jakiś żal, że muszę tu być człowiekiem; to też chętnie szłam w pola i szukałam miejsc takich, gdzieby nie przychodzili ludzie, abym choć na chwilę mogła się oderwać myślą od ziemi, wpatrzeć się w obłoczki i choć trochę płynąć w myślach razem z niemi w błękitną dał. Gdy myślałam o życiu człowieka na świecie, z głębi duszy wydobywał się wstyd, że i ja nim jestem. „Żaden człowiek nie jest bez wady — rozumowałam. Umiera, odchodzi ze świata, a jeszcze w ostatniej chwili może kogoś ukrzywdzić słowem lub myślą“. Gdy pogrążona w takiej zadumie, usłyszałan nagle zbliżające się kroki, uczuwałam wówczas gwałtowne szarpnięcie w duchu i wcale się nawet nie oglądałam, myśląc: „Człowiek, człowiek idzie, człowiek z wadami, jak wszyscy, duch wlokący się po ziemi!“ I jakbym chciała uciec sama przed sobą, przed swojem człowieczeństwem, biegłam, przyśpieszałam kroku,