Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/102

Ta strona została przepisana.

szybciej biegłam naprzód, byle tam, gdzie niema ludzi, byle móc bodaj na chwilę zatonąć w myślach, a zapomnieć, że jestem człowiekiem!
Lecz chwile wolne, w których mogłam choć na krótko wymknąć się trochę w pola, były bardzo rzadkie od czasu, gdy matka moja wyszła powtórnie zamąż. To też szybko zapadały w niepamięć błogie wspomnienia przeżyć, doznanych w zaświecie, gdyż od wczesnego ranka do nocy nieraz byłam w ruchu, zaprzątnięta materjalnemi sprawami i pracami.
Lecz świat przyciągał mnie jeszcze mniej, niż przedtem.
Doszło do mych uszu w tym czasie, że niedaleko nas schodzą się rozmaici ludzie na pogawędki z duchami. Dziwną i niejasną wydała mi się cała ta sprawa, chwilami wprost niewiarygodną. Mimowoli zaczęłam być rzucaną na te fale myśli ludzkich, w których to w szyderczy sposób drwiono sobie na temat rozmowy duchów z ludźmi, mówiąc niestworzone, nieprawdopodobne rzeczy — że to wszystko jest udawaniem i oszukiwaniem łatwowiernych. Niektórych z tych spirytystów znałam, spotykając ich tu i ówdzie; trudno mi też było uwierzyć, żeby ci ludzie mieli istotnie oszukiwać bliźnich.
Tęsknota za czemś nieznanem, zmieszana z ciekawością, sprowadziła mnie w ich progi. Weszłam z zamiarem wypożyczenia sobie książki, którą mi przedtem obiecano za wyrządzoną jednemu z nich małą przysługę. Zastałam ich siedzących naokoło stołu, wpatrzonych przed siebie z dziwną powagą.
I wówczas to nawiązałam już bardziej świadomy kontakt ze światem ducha. Już na pierwszem posiedzeniu w gronie spirytystów zaczęły ożywać wspomnienia z letargu. Nie zwierzałam się nikomu z tych moich przeżyć duchowych, będąc przeświadczona, że i oni mieli niejedno takie przeżycie, że moje jest pewnie mało znaczące, a może niejasne, i opowiadać o tem wyglądałoby na jakieś przechwalanie się. Myślałam, że widzieć duchy to jeszcze co innego, niż ja widziałam — że one się tak zjawią, by je każdy zobaczył, a wszelkie inne zjawianie się trzeba jeszcze zaliczyć do kategorji snów czy marzeń.
Pewnego razu zauważyłam tylko, że ze zdumieniem spojrzał na mnie jeden ze spirytystów, bardzo miły, pogodny brat, młody jeszcze, o długiej brodzie, kiedy mu powiedziałam, że podczas posiedzenia, gdy już zmrok zaczął zapadać, z jego palców i długiej ciemnoblond brody i wąsów sypały się iskry. Patrzył na mnie ze zdumieniem, a wzrok jego pytał: „Naprawdę, widziałaś te iskry?“
Ujrzałam je raz jeszcze, znów o zmroku, tak że z ciekawości podsunęłam dłoń ku końcom jego palców, chcąc zbadać, czy te iskry grzeją. Lecz nie odniosłam wrażenia, jakiego się spodziewałam: zamiast ciepła uczułam łagodny chłód, niby lekki wiaterek, wiejący z jego palców.
Słyszałam też kiedyś po posiedzeniu, że duchy malują, piszą i w różny sposób dają znaki o sobie. Nie śmiałam się jakoś wypytywać, jaką drogą to czynią. Kiedy wkrótce potem znalazłam się sama w domu, pomyślałam, czyby mój duch opiekuńczy nie mógł mi coś