Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/115

Ta strona została przepisana.

Początkowo, gdy duch przemawiał przez medjum, nie rozumiałam, do kogo się odnoszą owe słowa, a jednak było mi niemiło słuchać ich, bo z nich płynął jakiś chłód i dziwnie oszczercze tchnienie. Dopiero gdy medjum samo od siebie zabrało głos w tej sprawie, zrozumiałam, że te myśli odnosiły się do mnie. Najprzód ogarnęło mnie zdumienie, sądziłam przez chwilę, że ta kobieta jest nadal jeszcze owładnięta przez złego ducha i wpadła tylko w inny stan, mówiąc już z otwartemi oczyma. Po chwili zorjentowałam się, że ona to mówi sama od siebie. Zaczął mnie zdejmować naprzemian wstyd, żal, a nawet oburzenie. Wobec tak strasznego oszczerstwa omal nie poszłam do lekarza po świadectwo mej cielesnej czystości. Męczyłam się tą myślą przez trzy dni, ale wciąż płynęła mi myśl uspokajająca:
— Zapomnij o tem, zapomnij i daruj im, bo nie wiedzą, co czynią; będąc pod wpływem nieszczęsnych duchów, wysilają się, by jak najbardziej zniechęcić cię do pracy duchowej i ubezwładnić na przyszłość.
Uczestnicy owego seansu przy spotkaniu z innymi spirytystami z bliższych i dalszych miejsc, gdzie odbywały się posiedzenia, opowiadali jedni drugim, co to im duchy mówiły przez medjum. Wielu, nie znając mnie nawet wcale, uwierzyło w te oskarżenia i wdzięczni byli dobrym duchom, że tak nad nimi czuwają, ostrzegając ich na czas przed nieodpowiednimi osobnikami. Naturalnie tem zamknięto mi drogę na dalsze posiedzenia. Byłam wówczas pewnie jeszcze słabą duchowo, bo czułam się bardzo obrażona. Wkrótce doszły mię już słuchy, iż oszczerstwa te opowiadają jako rzecz pewną i zaczęłam się obawiać, że gdy to dojdzie do uszu mych braci, to ci wystąpią na drodze prawnej w obronie mego honoru, bo nie uwierzą i nie zrozumieją, co mówi mój duch ochronny, że trzeba im darować. Ale były chwile, kiedy myślałam: „A może i lepiej będzie, gdy ich zaskarży który z braci, przynajmniej mogłabym dać inne świadectwo prawdzie, niż je o mnie dały te złe duchy.“
Owa kobieta-medjum, która się dała użyć za narzędzie niskim duchom w oczernianiu mnie, stała się w kilka lat później tak butną i dumną, tak nieznośną dla swego otoczenia, że wszyscy unikali jej obecności, a mąż jej, człowiek pogodny i rozsądny, a daleko więcej znający głębię tajników ducha, niżeli jego zarozumiała żona, opuścił ją wkońcu. Wyjechał potajemnie do Ameryki, nie dając całe lata znaku życia.
A jednak temu medjum uwierzono, uwierzono podanym przez nie rewelacjom, oskarżającym mnie.
Cały zasób ponurych myśli o mnie, wytworzonych przez niskie duchy, a rozgłaszanych przez usta podatnych im ludzi na ziemi, zwijały niskie duchy w mały kłębek, w którym tworzyły z tych myśli różne obrazy i magiczne zaklęcia, przechowując to pomiędzy sobą jako wielki skarb, mnożąc je i potęgując. Przyszedł cios zamążpójścia. Rozwijać ten kłębek czarnych myśli zaczęto dopiero po mojem rozejściu się z mężem. Zapragnęłam powrócić do tych, w których gronie nawiązałam jawny kontakt ze swoim opiekunem przez pismo medjalne. Zapomniałam im już wyrządzone mi dawne krzywdy i często