Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/116

Ta strona została przepisana.

modliłam się szczerze za nich. Było to już także po tych latach, w których miałam przeznaczone leczyć chorych, pocieszać strapionych. Dobry opiekun ostrzegał mnie przed powrotem do nich i nowemi cierpieniami, jakie mi mieli zadać — niestety nie zrozumiałam tego dobrze.
Wydawało mi się, że oni wszyscy daleko mię już wyprzedzili w postępie duchowym i znajomości spraw duchowych, bo mają do dyspozycji różne księgi z dziedziny wiedzy duchowej, zarówno własne, jak i tłumaczone z różnych innych języków. A ja dotąd nie miałam żadnej bibljoteczki u siebie i rzadko ujrzałam też podobna książkę. Tak jak w domu nie cierpiano takich książek, a nawet kilka pożyczonych matka mi spaliła, w dobrej zresztą myśli, bym nie zwarjowała — tak samo mąż mój pierwszy nie chciał nawet słuchać o świecie ducha, gdyż, jak mówił, wcale nie wierzy w Boga, ani w duchy. Lecz opiekun powiedział mi:
— Co chcesz wiedzieć? Za czem tęsknisz? Wszystkie księgi, wszystkie myśli, jakie są w nich uchwycone, możesz dojrzeć wzrokiem ducha i w krótkiej chwili pojąć całą treść książki.
I nagle ujrzałam swoją głowę, a na niej pół korony ciernistej, włożonej na czoło i skronie, kolcami do głowy. Potem ujrzałam trzy postacie, przypominające mi dokładnie żyjących na ziemi trzech braci spirytystów, niejako głównych przewodniczących licznych już kółek spirytystycznych. Ci trzej trzymali drugie pół korony, uplecionej również z cierni, których kolce, obdarte z kory, były niesamowicie wydłużone i niebezpiecznie ostre, jak stalowe igły. Nie rozumiałam jeszcze, co ten symbol oznacza. Oni, trzymając tę pół korony, zbliżyli się do mnie i nałożyli mi ją na głowę, jako uzupełnienie tamtej korony, wtłaczając ją mocno z tyłu głowy i na skronie. Ujrzałam, jak krew zaczęła szybko spływać, tworząc małe strumyki. Patrząc na ten obraz, odczułam dziwny ból; z duszy wyrywało mi się smutnie pytanie: „Dlaczego, dlaczego?“ Czułam wyraźnie w duchu, że nigdy o tych trzech osobach nie pomyślałam nic złego i nie wyczuwałam w sobie cienia niechęci do nich, przeciwnie bardzo ich lubiłam za ich pracę nad szerzeniem oświaty duchowej wśród bliźnich, oświaty zaczerpniętej po największej części z książek, które pilnie czytywali, robiąc później odczyty na te tematy.
Z nikąd nie dostałam odpowiedzi na swoje pytanie. Wkrótce potem wyjechałam w ich strony, nosząc się z zamiarem pozostania już w ich pobliżu i pracowania razem z nimi. Opiekun w dalszym ciągu przychodził do mnie i mówił mi wiele dobrych rzeczy, nie dotykając już spraw mego powrotu pomiędzy tych, ku którym rwała się dusza moja. Wiedziałam od niego, że owszem mam jeszcze do spełnienia zadanie w tamtych stronach, więc nie broni mi tam wracać.
Lecz niestety wkrótce po moim przyjeździe złe duchy, które przedtem przyczaiły się trochę, zaczęły odwijać kłębek strasznych myśli i wysnuwać z nich różne obrazy niby starej przeszłości, o której ja już zapomniałam. (Rościły sobie prawo do zadawania mi cierpień także i dlatego, że dobre duchy przedwcześnie zerwały moje pęta małżeńskie, które miały trwać siedem lat, a tymczasem uwolniona zo-