Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/122

Ta strona została przepisana.

W głowie mi szumiało, serce czułam jakby mi podeszło do gardła i zaczęłam wymiotować; przy tem wszystkiem jeszcze dręczył mnie niepokój, że swojej klasy nie dopędzę. I nie dopędziłam istotnie, gdyż nogi odmówiły mi posłuszeństwa i z trudem powróciłam do domu.
Wszystkie następne spowiedzi do jakiegoś 13 go roku życia były dla mnie bardzo niemiłe i już dla zadowolenia księdza zmyśliłam jeden i drugi grzech, lecz po spowiedzi byłam jeszcze bardziej niezadowoloną, niż przed spowiedzią. Później niemiłe to uczucie jakoś się zatarło i spełniałam praktyki kościelne bardzo gorliwie, marząc nawet o wstąpieniu do klasztoru. Aż przyszedł wstrząs duchowy, o którym już wspomniałam, a który mię ostatecznie zraził do Kościoła.
Toteż gdy później zraniona zostałam przez spirytystów, nie mogło mi dać ukojenia uczęszczanie do kościoła. Nie dały mi go również zabawy; owszem pozostał po nich tylko niesmak na myśl, że mogłam tak dalece zapomnieć o głębi świata duchowego i rzucić się w wir ziemskiego życia. Zaczęły mię prześladować myśli:
— Teraz już się niczem nie usprawiedliwię przed nieprawdziwemi zarzutami, jakie na mnie spadły, bo ci, którzy uwierzyli przedtem owym potwornym rewelacjom, upewnią się w tem, widząc mnie nieraz w rozbawionem towarzystwie.
Było to pewnej niedzieli; smutnie zamyśliłam się nad wszystkiem, co dotąd przeżyłam w obecnem życiu. Zaczęła mnie otaczać dziwna beznadziejność. Nagle, aby otrząść się z tych smutnych myśli, powiedziałam sobie:
— Pójdę do kina.
I już wstałam, by ubrać się do wyjścia. Lecz w pobliżu progu ręka mi zadrżała; wróciłam, a ręka ma skreśliła kilka słów na papierze:
— Nie chodź do kina, módl się ze mną.
Lecz nie mogłam wyraźnie myślą uchwycić modlitwy, więc opiekun moją ręką napisał mi ją na papierze, a przy niej wiele serdecznych, miłych słów dla mnie. Upadlam na kolana, płacząc rzewnie i wołając na głos:
— Panie, daruj mi, Panie, posil mnie, Chryste, Ty sam mnie prowadź!
Były to już moje myśli, które zbudziły się po przeczytaniu modlitwy. Odczułam, jak lekko podniesioną zostałam do góry i ujrzałam swojego dobrego opiekuna już daleko wyraźniej, niż przed rokiem, a to tak jak wówczas, gdy trzymał mnie podczas letargicznego snu, unosząc się ze mną w przestworza. Dobry opiekun tulił głowę moją ku sobie.
Wtem ujrzałam mnóstwo dobrych duchów, zbliżających się ze śpiewem. W pokoju zrobiło się już zupełnie szaro, był wieczór. Patrząc jeszcze przez łzy na nich, ujrzałam jasno-złocisty, ruchliwy punkt w rogu pokoju, jakby na drzwiach szafy, otoczony fioletowem kółkiem. Jasny punkt z fioletowym owalem zataczał coraz szersze kręgi i sam też rozszerzał się.