Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/124

Ta strona została przepisana.

to już zrobię to dla niej i pójdę na ów odpust, pieszo w jedną stronę, w drugą zaś pociągiem. Procesje pątników miały się zgromadzić w kościele, położonym w górach, o 5 godzin drogi od naszego miejsca zamieszkania. Sąsiadka prosiła mnie, bym jej przywiozła stamtąd jaką pamiątkę.
Dałam się nakłonić i poszłam piechotą na ów odpust. Byłam tak zmęczona, że ledwo dowlokłam się do kościoła, zwłaszcza, że uległam namowie, by pościć całą drogę. Wszystko, co zabrałam z sobą do jedzenia, miałam jeszcze nietknięte. Trudno było zdobyć gdzie nocleg, wszędzie w miasteczku było przepełnienie. Postanowiłam zanocować w kościele, jak wielu innych. Byłam głodna i znużona, a jednak ze samego już zmęczenia nie mogłam jeść. Nie było też i miejsca w kościele, żeby sobie można jako tako usiąść w ławce. Powietrze było okropnie ciężkie, duszący zapach świec i różne wyziewy formalnie mnie dławiły, tak, że płomienie świec wydawały się moim znużonym i strapionym oczom niby błędne ogniki na bagniskach. Nie byłam w stanie się modlić; przykro mi było patrzeć na obraz Ukrzyżowanego, na którym w blasku migocących świec i w kłębach ich dymu zmieniała się twarz Chrystusa, przybierając chwilami wyraz wprost niemiły. Nad ranem jednak — a było to w lecie — nie mogłam się obronić przed chwilową drzemką.
Miałam dziwny sen w kościele: Kościół przedstawił mi się, jak wielka stajnia, pełna jakichś dziwnych zwierząt. Przyglądając się usilnie kształtom tych zwierząt poznałam, że to właściwie elementale znajdujących się tam różnych ludzi. Wszędzie było tyle tych ślepi! Nagłe ujrzałam ducha, stojącego przede mną z nogami rozkroczonemi; podparł się rękami pod boki i parskał mi śmiechem w twarz, zapytując:
— Jak się masz, jak się masz, jak się masz, pokorna owieczko?
Lecz w tejże chwili usłyszałam miły głos, tchnący ciepłem miłości:
— Wyjdź, wyjdź na powietrze, wyjdź prędko, nim cię osaczą, wyjdź odetchnąć w ciszy!
Chętnie podążyłam duchem za tą myślą, lecz głos ten, wołający do mnie, zwrócił mi uwagę:
— To nie wystarczy, i ciało twe musi także wyjść na powietrze.
A mnie tak trudno było zawładnąć ciałem! Kiedy wreszcie otworzyłam oczy, zobaczyłam, że pieniądze, jakie wzięłam na nocleg i powrotną drogę, oraz na zakupienie przyrzeczonych pamiątek, zostały mi skradzione, zarówno jak i paczka z żywnością. Zaniepokojona szukałam przez chwilkę na ziemi koło nóg otaczających mnie ciasno uczestników odpustu, lecz wysiłki me były daremne. Nie wypadało też w kościele pomyśleć o jakiemś skrupulatniejszem poszukiwaniu za skradzionemi rzeczami i zbadaniu sąsiadów, zresztą i tak nie uczyniłabym tego. Niechęć i żal, że mnie coś podobnego w kościele spotkało, skłoniły mnie do tem szybszego wyjścia ze świątyni.
Odetchnęłam za bramą kościoła. Zaczynało dnieć. Cisza panowała dokoła, rozlegały się w niej tylko miarowe kroki posterunko-