Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/125

Ta strona została przepisana.

wego. Postanowiłam nie uczestniczyć w dalszych obrządkach odpustu, tylko wracać zaraz do domu. Ze strachem jednak uświadomiłam sobie, że mam prawdopodobnie pięty odarte i pełne pęcherzy, a głowa bolała mnie tak, iż za każdym krokiem czułam, jakby mnie bito po niej młotkami. Zadecydowałam, iż pójdę boso. Kiedy zdjęłam trzewiki, posterunkowy zbliżył się do mnie i zapytał, skąd jestem i dokąd idę. Powiedziałam mu, że wyszłam z kościoła, bo boli mnie głowa i nogi i chcę zobaczyć, czy nie mam zdartego naskórka. Zaczekał, aż zdjęłam pończochy i poświecił mi latarką na stopy. Istotnie, na obu piętach miałam pęcherze. Przychodziło mi na myśl powiedzieć mu, co mi się przytrafiło w kościele, ale przypuszczałam, że i tak niktby się nie przyznał do tego czynu, a całe dochodzenie opóźniłoby tylko mój powrót do domu, więc wołałam milczeć. Miałam bowiem za sąsiadów w kościele siedzących i leżących dokoła na ziemi górali w mocno cuchnącem ubraniu, od których czuć było wódką i których zachowanie nie świadczyło bynajmniej o jakiejś subtelności duchowej.
Ciężką miałam drogę powrotną. Nieprzyzwyczajona chodzić bosą nogą po twardej ziemi, zaczęłam wnet uczuwać za każdem stąpnięciem dotkliwy ból. Zabłądziłam też w pierwszym lesie, jaki napotkałam w powrotnej drodze. Usiadłam wówczas na pniu i już niemal z płaczem zaczęłam wołać opiekuńczego ducha, by wyprowadził mnie z lasu.
Zaczęłam narzekać, dlaczego opiekun nie powiedział mi, żebym nie szła na ten odpust, wszak mógł mi to poprostu zakazać. Czułam bowiem dobrze sama, że właściwie nic nie skorzystałam z tej wczorajszej podróży pomiędzy pątnikami, bo nogi mnie już wówczas bolały i nie mogłam skupić myśli na modlitwie. Powolny śpiew wędrujących z różnych stron pątników dziwnie szarpał nietylko moim słuchem, ale także szarpał mojemi szybko biegnącemi myślami. Znałam niektóre pieśni na pamięć i szybko przesuwały mi się w myślach ich słowa i cała ich treść, a mieszanie się do tego głosów powolnego śpiewu wędrowców dziwnie mnie męczyło. Miałam pełne uszy i pełną głowę tego śpiewu, a i teraz, pomimo iż wiedziałam, że w lesie panuje cisza i tylko budzące się ptaszki odzywają się tu i ówdzie, to wydawało mi się, że głowa mi formalnie pęka od śpiewów, jakich się nasłuchałam wczoraj, idąc na odpust i potem przy kościele. Przez te dźwięki nie mogły się nawet myśli opiekuna wyraźnie do mnie przedostać. Wreszcie jednak ujrzałam go i usłyszałam.
Przypomniał mi, że poprzedniego dnia na moje zapytanie, czy mam iść na ten odpust, dał mi taką odpowiedź: „Masz wolną wolę. Jeżeli czujesz potrzebę pójścia tam i myślisz, że ci to przyniesie zadowolenie duchowe, to idź, lecz wiesz, że Bóg jest wszędzie i zna wszystkie tajniki dusz ludzkich, wszystkie ich myśli, a jeśli chcesz oczyszczać ducha swego na ziemi, to możesz z dobrej woli spełniać dobre uczynki.“ Zawahałam się wówczas, ale potem pomyślałam: „Jest lato, więc jeśli tylko będzie ładnie, to już dla samej przechadzki pójdę.“ Opiekun już się temu nie sprzeciwiał, a teraz tłumaczył mi: