Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/130

Ta strona została przepisana.

niż ty sama zdołasz to sobie uświadomić, jakie są twoje dalsze cele w tem życiu i jakie cię czekają zadania. Wśród tych zaostrzeń, czynionych przez nich, będziemy cię chronić i posilać.
W noc, poprzedzającą dzień, w którym wpadłam w ręce swego męża, miałam następujący sen:
Siedziałam na urwistej skale, nie przeczuwając, że jestem nad przepaścią. Na kolanach miałam dużo złocieni, z których kończyłam wieniec i układałam go sobie na głowę. Wtem usłyszałam kroki. Nadchodził jakiś mężczyzna, wywijając sobie czarną laską i pogwizdując jakąś uliczną piosenkę o miłości. Szybko zdjęłam wianek z głowy, ukrywając go pomiędzy kwieciem na kolanach i postanowiłam nawet się nie obejrzeć, gdy ów mężczyzna będzie koło mnie przechodził, a potem znów wianuszek włożyć na głowę. Lecz kroki zatrzymały się tuż przy mnie. Nie obejrzałam się, a mężczyzna ów zaczął nucić na głos piosenkę, w której wyśpiewywał mi, że będę jego żoną. Czułam, jak cierpnę i marszczę brwi; zaczęłam się trochę rozglądać, gdzie i jak uciec brutalnemu śmiałkowi, który już czarną laską zaczął grzebać pomiędzy kwiatami, a nabrawszy na jej rękojeść wianek spleciony, kręcił nim na lasce, śpiewając dalej pieśń o miłości. Wianuszek rozluźnił się; obiema rękami chciałam go chwycić, lecz on ze śmiechem rzucił go za siebie i stanął tak blisko przy mnie, że nie miałam nigdzie drogi do ucieczki, a przede mną była przepaść dość szeroka, tak że niemożliwem było ludzkim wysiłkiem przeskoczyć na drugą stronę. I już uczułam, jak jego ręce dotknęły mego ciała. Zerwałam się z okrutnym jakimś strachem i z nadludzkim wysiłkiem skoczyłam na drugą stronę przepaści. Lecz nie dostałam się na drugi jej brzeg, dosięgłam go tylko rękami i chwyciłam się go kurczowo, tracąc wszelkie oparcie pod nogami. Gdy szamotałam się, usiłując się wydostać na brzeg, zjawił się przede mną dziwny anioł ze skrzypcami w rękach. Miał szerokie, długie skrzydła, na nich t. zw. oka pawich piór, a całe jego ciało było tatuowane w różne prążki, kółka i znaki. Zaczął mocno grać na skrzypkach, wyśmiewając się ze mnie w tonach tej muzyki. Im bardziej zmagałam się, by wydostać się na brzeg, tem bardziej wrzaskliwie i skrzeczące grał, śmiejąc się przytem. Powoli cofał się wtył, grając coraz ciszej. Na miejscu jego zjawił się ów osobnik, który mi przedtem wyśpiewywał, że będę jego żoną. Tańczył szybko w prawo, w lewo, jakby nie miał zdrowych zmysłów, wywijał przytem kapeluszem nad głową, wciągając głęboko dym papierosa, a wypuszczając go już nie w obłoczkach, ale w obfitych kłębach przez nos i usta. Koło niego nie widziałam nikogo, tylko słyszałam jakieś dziwne głosy, jakieś wrzaski: „Hu-ha, wesele!“ I już ujrzałam, jak prowadzi mnie pod rękę, wciąż jeszcze przy mnie dziwnie podskakując, jak pajac. Stanął ze mną przed drzwiami, nad któremi widniała tablica, obita zielonemi gałęziami sosnowemi, a na niej było wyryte: „Szczęść Boże młodej parze.“ Litery dla uwidocznienia ich na desce były natarte sadzami, a obwód liter znaczony z obu stron czerwoną kreską.
Nazajutrz po tym śnie wyjechałam do żonatego brata, który lubił zabawy i wesołe towarzystwo. Rodzina moja bowiem, niezadowolona,