Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/132

Ta strona została przepisana.

przez całe życie z nim nie pójdę, że się to skończy, tylko mam być dla niego dobrą, nie łącząc się z jego fluidami. Dobre duchy już dopomogą mi, by po rozejściu się z nim nie zostało najmniejszego uczucia, wspomnienia, ni wrażenia po tem, co przeżyłam z nim jako żona i by obraz jego nie prześladował mnie nawet we śnie. Op. nie odsłaniał mi jednak przeszłości, a ja, przypuszczając, że ma może jakieś ważne przyczyny i bojąc się, bym nie ujrzała jakich obrazów karmicznych przykrych, nad moje siły, nie pytałam go też wcale o to.
Mąż całemi dniami bawił poza domem, przychodząc do domu tylko na krótko, a wieczorem rzadko kiedy można go było zastać. Bawił się do nocy i tylko dwa razy doznałam jakiegoś łagodniejszego uczucia w jego bliskości, jakby to nie on wyciągał ręce do objęcia. Było to w chwilach, kiedy zbliżały się na zrodzenie duchy naszych późniejszych dwojga dzieci. On dziwnie mało się temi dziećmi interesował, a ja też nie domagałam się od niego opieki nad niemi.
Przez jakiś czas po mojem zamążpojściu nie widziałam jasno świata duchowego, po odłączeniu się jednak od ciała szybko zapominałam w krainie duchów, że na ziemi jestem mężatką, jak wogóle zapominałam o wszystkich przykrościach przeżytych za dnia. Byłam tam wolna i radowałam się z życia. To też nie śpieszyło mi się z powrotem do tego ciała i nieraz zdarzyło się, że ów pierwszy mąż mój nastraszył się, widząc, że moje ciało jest zupełnie nieruchome, bezwładne, a kochał mnie zapewne na swój sposób. Pewnego razu, gdy przyłączyłam się do ciała po całonocnej wędrówce w zaświatach, był już biały dzień. On trzymał mnie na rękach, mając łokcie oparte na stole. Otworzywszy oczy, nie mogłam się zorjentować, gdzie jestem i dlaczego on płacze, a on obawiał się, że już więcej nie dam znaku życia. Matka moja zresztą uprzedziła go jeszcze przed ślubem o tem, że wpadam w omdlenie, gdy mam jakiś żal w duszy, lub jakieś zmartwienie; nazywała to „miękką naturą“ i powiedziała mu, że nie należy się tem wcale niepokoić, po pewnym czasie zbudzę się bowiem zawsze sama.
Gdy ja chciałam mu wytłumaczyć choć w przybliżeniu, co się ze mną dzieje w czasie takiego zemdlenia, napróżno wysilałam się, mówiąc mu o świecie ducha w słowach przystępnych dla niego. Na wszystko odpowiadał mi: „Nie pleć, jesteś niemądre dziecko, ale wolę, że kochasz się w jakimś tam duchu, niżelibyś mi się miała zakochać w jakim innym człowieku.
Przechodziłam początkowo bardzo ciężkie chwile, kiedy do niego przyszli koledzy, przyczem naturalnie wódeczka na stole była nieodzowna, a papierosy wypalano za papierosami. Nastawił gramofon, śpiewali różne pieśni, opowiadali rozmaite anekdoty na temat miłości, a kiedy oni się najwięcej śmiali ze swoich dowcipów, to mnie zakręciły się łzy w oczach. Wychodziłam ukradkiem, biegłam kawał za dom, zaczęłam oddychać głęboko, wyciągając ręce ku gwiazdom i przez chwilę nawet nie byłam zdolna myśleć. Nie potrafiłam się też pomodlić, westchnęłam tylko: „Boże!“, a dalsze myśli utonęły we łzach. Kilka minut, spędzonych na łonie przyrody, znów mnie posiliło.