Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/141

Ta strona została przepisana.

tualnie za 15 minut opuścić ten lokal, bez względu na to, czy on ze mną pójdzie, czy nie.
Mąż zbliżył się do bufetu, gdzie niebawem zjawiła się kelnerka i kazał dla mnie podać wino. Równocześnie doleciały mnie słowa kelnerki, zwrócone do męża ze śmiałem spojrzeniem: „Ty czarny wilku!“
Podała mi wino, zachwalając, że dobre, wspaniałe. Lecz już też ktoś kazał podać wódeczkę; trzymając ją przedemną na tacy, zapraszano do wypicia. I tak się stało, nie wiem dlaczego, że wzięłam kieliszek i wypiłam. Strasznie paliło mię w gardle, lecz udałam, że nic mi nie jest.
Mąż z podziwem spojrzał na mnie, pytając z powątpiewaniem: „Smakowało ci?“
— Owszem, dlaczego nie? Jak tobie smakuje, to i mnie może smakować.
To było zachętą, że znów podano mi wódkę. Mąż stanął w mojej obronie: „Żona wódki nie pije, może wino jej nie zaszkodzi“. I podał mi wino.
Wypiłam 3 kieliszki wódki i pół szklanki wina. Zaczął mnie ogarniać dziwny chaos w myślach i rozżalenie na siebie samą, że niczem nie mogę męża zawrócić z drogi; widocznie jestem za słabą duchem, więc pocóż wszelkie wysiłki? A może on sam zrezygnuje, widząc, że ja razem z nim piję i zaproponuje powrót do domu?
Oczy moje zwracały się na zegar. Brakowało jeszcze 3 minuty do kwadransa. Zapytałam:
— Miałeś zamiar iść do domu — więc pójdziesz? Bo mnie czegoś głowa rozbolała.
I tak też było rzeczywiście.
— Pójdę — powiedział z pewną ukrytą niechęcią, patrząc przytem dziwnym wzrokiem w stronę bufetu na kelnerkę, jakby się chciał z nią porozumieć.
Wyszliśmy. Gwiazdy świeciły, jak przedtem, błyszczały dalej na sklepieniu niebios, a nawet więcej ich było widać, niż przed kwadransem. Doznałam bardzo dziwnego, wzruszającego uczucia, jakby mię coś pomiędzy te gwiazdy porwać chciało. Zajęczałam niemal w duchu, porównywując atmosferę pod gołem niebem — i w karczmie, pełnej dwuznaczników, wódki i pustej zabawy, przesyconej tu i ówdzie przekleństwem, wylatującem z ust bądź to z przyzwyczajenia, bądź w silnej, zawziętej złości. Przypomniałam sobie dzieci, zostawione bez opieki — lecz wiedziałam, że pewnie w mej nieobecności czuwa nad niemi kto inny. Pomyślałam, jakieby to straszne było nieszczęście dla tych dzieci i dla mnie, gdybym tak razem z mężem przesiadywała co dzień w restauracji i zasilała się wódką.
Ból głowy stawał się coraz ostrzejszy, w żołądku paliło. Nie uszłam wiele od wspomnianej restauracji, gdy jęły mnie gwałtowne wymioty. Wszystko, wszystko, co wypiłam, zostało z organizmu wyrzucone. Wyczułam też, jak jeden z opiekuńczych duchów mnie magnetyzuje, by oczyścić mój magnetyzm, zanieczyszczony przez