Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/144

Ta strona została przepisana.


Wojna światowa.
Wybuch wojny światowej. Chorągwie zwycięstwa, a jęki rannych i konających. Moje wędrówki po polach bitew w odłączeniu od ciała. Potworne sceny w świecie astralnym, wampiry. Bohaterzy walki — nędzarze duchowi. Moje widzenia śmierci przy rozmowie z osobami, idącemi na front. Jak uratotowałam dwukrotnie życie żołnierzowi w odłączeniu od ciała. W jaki sposób nauczono mnie rozpoznawać i leczyć choroby: Opiekun mój przyprowadza mi ducha-lekarza. Codzienne lekcje z lekarzem w ciągu trzech miesięcy; poznawanie organizmu ludzkiego, jego chorób, oraz sposobów ich leczenia. Łącząc się magnetycznie z chorymi, przejmowałam na siebie poniekąd ich cierpienia, a nawet ich aurę i ich sposób myślenia. Udzielanie mi się cierpień konania. Symboliczne widzenie na temat czasu trwania wojny. Zjawiska, towarzyszące menstruacji. Atak niskich duchów i zsymbolizowany przez nie obraz wojny i jej sprawców. Pomoc dobrych duchów. Opiekun objaśnia mi, dlaczego w okresie menstruacji nie powinnam się łączyć z chorymi, ni wdawać się w walkę z niskiemi duchami. Duch-lekarz „ceruje“ mi nadszarpniętą powłokę magnetyczną.

Praca moja na szerszą skalę zaczęła się już za czasów mego pierwszego małżeństwa, po upływie trzech lat pożycia z tym człowiekiem, gdy wybuchła wojna światowa. Miałam już wówczas dwoje dzieci.
Mieszkaliśmy pod zaborem austrjackim. Bolałam bardzo na myśl o przelewie krwi i tych wszystkich strasznych cierpieniach, które ludzkość sobie nawzajem niepotrzebnie zadaje.
Pewnego dnia zauważyłam, że wszystkie domy przyozdobiono chorągwiami.
— To nasi zwyciężyli — mówili w wielkiem rozradowaniu ludzie, opowiadając sobie wzajemnie o wielkich sukcesach austrjackiej armji i o pogromieniu wroga. A mnie przytłaczał ogromny smutek. Wszędzie widziałam groźne, okropne myśli, elementale, zwisające jako złowrogie chmury nad głowami ludzkiemi. Cierpiałam wiele.
Wieczorem, kiedy już dzieci zasnęły, podeszłam do okna i spojrzałam w gwiazdy, chcąc jak zwykle pomodlić się. Nie mogłam. Jesienny wiatr uderzał raz po raz wywieszoną na dachu chorągwią „zwycięstwa“ o szybę, przerywając mi myśli. Wybiegłam z domu w pola, gdzie często modliłam się, lecz i tam nie mogłam się skupić. Coraz większy ciężar przytłaczał mnie. Padłam na kolana i ze złożonemi rękami zawołałam: „Boże! tu powiewają chorągwie zwycięstwa, a ja widzę i słyszę tych jęczących na polu bitwy...“
I rzeczywiście, we dnie i w nocy słyszałam te jęki i rozdzierające krzyki rannych i walczących jeszcze... i miałam wrażenie, jakobym