Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/146

Ta strona została przepisana.

walki dobre istoty duchowe, by go móc stamtąd odprowadzić. I ten „zwycięzca“, cieszący się na odznaczenie lub szybki awans — długo jeszcze i po sprzątnięciu jego ciała pokutuje na tem polu bitwy, przeżywając śmierć wszystkich tych, których pozbawił życia, lub którzy padli z jego rozkazu. Jeżeli ziemia, na której krew przelewano, zostanie zoraną i już zacznie plon wydawać, to ducha takiego to nowe życie przyrody niejako odpędza od siebie, i ten zawisa w świecie astralnym, a tam dalej cierpi. Tu na ziemi zwycięzcy takiemu stawiają pomnik sławy, wypisując na nim wszystkie jego „chwalebne czyny“. On tymczasem przeklina w cierpieniach swe haniebne czyny.
Dość często też widziałam i wojowników innego rodzaju, którzy z narażeniem własnego życia zasłaniali innych lub starali się zmylić drogi... byle tylko było mniej przelania krwi. Takim rycerzom dodawały zwykle otuchy i odwagi w ich poczynaniach dobre istoty duchowe i prowadziły ich drogą najmniejszego przelewu krwi do zwycięstwa. I tak smutno było patrzeć i na tę walkę, a duchy te wcale nie cieszyły się ze swego zwycięstwa; modliły się za pokonanych, rozdzielając również pomiędzy siebie Karmę, stworzoną gwałtownem odbieraniem ciał, by ci, których użyli do zatamowania groźnej fali zniszczenia, nie cierpieli tyle, ileby cierpieć mieli za użycie broni przeciw bliźniemu. Lecz naogół dobre istoty duchowe oddalały się od pola bitwy i działały tylko zdala, za nieszczęsnych się modląc.

∗             ∗

Groza wojny w całej swej nagości prześladowała mnie wszędzie. Gdy byłam n. p. gdzieś w towarzystwie lub jechałam pociągiem, to nieraz mimowoli nawet przed zwykłem okiem przesuwały się przykre obrazy. Oto rozmawiał ze mną ktoś ze znajomych, chwilowo będący na urlopie, lub też, gdy jechałam pociągiem, siedział sobie naprzeciwko mnie zdrowy, uśmiechnięty człowiek, a tymczasem twarz jego zmieniała się. Widziałam jak krew ścieka po jego skroni, a on pada nieżywy.
W takich wypadkach zdejmowała mię taka zgroza, że zaciskałam kurczowo ręce, by powstrzymać okrzyk przerażenia. Widzenie to trwało krótką chwilę, zaledwo kilka sekund... a tymczasem ten nieboszczyk siedział sobie spokojnie i palił papierosa, nie domyślając się wcale, jakie miałam widzenie. W niedługi czas potem dowiadywałam się zwykle, że ten ktoś poległ „na polu chwały“. A takich wypadków było mnóstwo.

∗             ∗

Pamiętam jeszcze, jak tuż przed ukończeniem wojny światowej, przyszła do mnie pani W., której jedynak był na włoskim froncie. Znając mnie od lat dziecinnych i wiedząc o moich zdolnościach jasnowidzenia, przyszła stroskana do mnie z zamiarem dowiedzenia się ode mnie czegoś o swoim synu, od którego już dłuższy czas nie otrzymała żadnej wiadomości.