Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/149

Ta strona została przepisana.

mały, jasny punkt, z początku koloru ciemno fioletowego; w miarę zwiększania się przybierał barwę złocistą, z której tryskało światło jasno srebrzyste. Punkt ten ciągle był w ruchu i dość szybko się rozszerzał, zalewając swem światłem całą ścianę, na której w międzyczasie zawisła jakby mleczno-białego koloru zasłona, wielkości ekranu w teatrze świetlnym. Światło to jednak było wyrazistsze, niż na ekranie i dziwnie łagodnie działające.
Na zjawisko to patrzyłam zupełnie otwartemi oczyma cielesnemi. Niebawem zjawiła się na tem śnieżno białem tle wyraźna postać ducha lekarza. W ręce trzymał coś w rodzaju laseczki. Z miłym uśmiechem na twarzy spojrzał na mnie pogodnym wzrokiem, mówiąc jakby pół żartem: „A więc zaczynamy lekcje. Uważaj dobrze, bo wszystko będziesz musiała powtórzyć, co ci pokażę i co ci powiem. Nauczę cię jeszcze więcej, lecz wpierw nauczysz się rozpoznawania chorób.“
Po tych słowach wyciągnął rękę z laseczką w stronę oświetlonego ekranu, na którym pojawił się równocześnie pełen życia organizm ludzki. Widziałam to ciało na wylot, wydało mi się, że patrzę na nie równocześnie ze wszystkich stron.
— To jest zdrowy organizm ludzki — powiedział lekarz. Po chwili obraz ten znikł, a obok zaczęły się pojawiać obrazy inne, przedstawiające już chore ciała.
W ciągu jednego wieczoru zapełniał się ekran obrazami tylko jednej części ciała w jego różnych stanach chorobowych, przyczem przy danej części zjawiał się raz po raz cały organizm ludzki, bym dobrze mogła obserwować, w jaki sposób np. zakażenie krwi w ręce rozszerza się na cały organizm i atakuje serce. Były organizmy odporniejsze i słabsze, prędzej ulegające infekcji chorób zakaźnych lub zatruciu krwi.
Oprócz chorej części ciała i przejawiania się danej choroby w całym organiźmie widziałam, jak różne bakcyle i zarazki wciąż wirują wewnątrz i zewnątrz organizmu. Widziałam również, jak zdrowy magnetyzm ciała walczy z temi różnokształtnemi zarazkami. Były bakcyle już jako żyjątka, które dostrzec można, choć z trudem, przez mikroskop, ale widziałam i inne, będące dopiero w zarodkach, jakby w maleńkim owalu jaja. To jajko, znikomy punkt, było przeźroczyste, jednak napełnione mniej lub więcej mętną kropelką fluidu — teleplazmy zwierzęcej. W samym środku znajdował się mały ciemny punkt, który w sprzyjającej dla siebie temperaturze zaczynał się rozwijać. Gdy zarodek taki dostał się do jamy ustnej lub płuc, to ten ciemny punkt zaczął silniej wirować, osłona, jajowata rozpryskiwała się i małe żyjątko-bakcyl zaczynało swoją niszczycielską robotę.
Widziałam także, z czego i w jaki sposób powstają znów inne bakcyle, pożerające np. zgubne bakcyle tuberkuliczne w ciele ludzkiem i pomagające organizmowi do wyleczenia się. Bardzo dużo tych leczniczych bakcyli widziałam w prawdziwym pszczelnym miodzie, koziem mleku itp.