Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/150

Ta strona została przepisana.

Dziwnie przykro i nieprzyjemnie mi było, gdy pewnego wieczoru ukazały się na ekranie chore męskie i żeńskie organy rozrodcze i rozpatrywać było trzeba choroby weneryczne. Ujęła mnie jednakże pogodna twarz lekarza, który spokojnie wskazywał na chore miejsca i pouczał mnie o przyczynach powstawania i sposobach leczenia tych chorób. Po skończonych na ten temat wykładach, lekarz założył ręce na piersiach, stał chwilkę nieruchomo i z wyraźnym smutkiem na twarzy tak się odezwał:
„Jednak chorych takich będę od ciebie oddalał. Są to bowiem choroby bardzo groźne i zaraz ci pokażę ich działanie na resztę organizmu. Bądź silną i patrz uważnie, bo wśród wielu zgłaszających się do ciebie w przyszłości o poradę będą znajdować się i tacy, z którymi nie chciałbym, byś łączyła się magnetycznie przy przeglądaniu ich chorych ciał. Dziś spróbuję połączyć cię z takiem chorem ciałem, byś w przyszłości natychmiast odczuła promieniowanie takiego chorego osobnika, gdy przy tobie stanie i byś niepotrzebnie nie łączyła się z jego zabójczemi fluidami.
Po magnetycznem połączeniu się z wytworzonem przez lekarza chorem ciałem byłam bardzo znużona i czułam się niedobrze. W ustach miałam smak pieprzu a w oczy piekło mnie, jakbym długo z bliska patrzyła na płonący ogień. Zresztą całe ciało lekko świędziało. Kiedy obrazy ze ściany zniknęły, lekarz położył dłonie swe na moją głowę i modląc się, robił magnetyczne pociągnięcia od głowy aż do stóp, strząsając niejako z palców chore fluidy. Podczas tego całe ciało przechodziły lekkie dreszcze, ziewałam bezustannie, aż w szczękach trzeszczało. Lecz po zmagnetyzowaniu mnie czułam się jak po orzeźwiającej kąpieli.
Z chwilą oddalenia się lekarza gasło także światło na ścianie. Tuż przed zupełnem zagaśnięciem światła widoczne były na ścianie jakby lśniące nici, pozawieszane na choince. Po skończonym wykładzie, kiedy już na ścianie przesunęła się dostateczna ilość obrazów, odzwierciedlających wszystkie możliwe stany chorobowe danej części ciała i to w różnych stadjach jej rozwoju, lekarz spojrzał na mnie, gdy już miał odchodzić, a na ścianie zjawiły się ponownie obrazy, lecz teraz już wszystkie równocześnie. Powtarzałam wówczas w myślach lekarzowi cały wykład.
Dobry ten lekarz uczył mnie także sposobów łączenia się magnetycznego z chorymi. Wskazał mi zwykle na jakiegoś rzeczywiście chorego i połączył mnie z nim magnetycznie, a ja natychmiast wyczuwałam na sobie, gdzie tego chorego boli i t. p. Następnie zapytywał mnie lekarz, na jaką chorobę dany osobnik cierpi i jakąbym mu radę podała, by mu przynieść ulgę, względnie wyleczyć go.
Pewnego razu zmagnetyzował mnie z jąkającym się i z uśmiechem na ustach powiedział: „Powtórz mi teraz głośno“. W pierwszej chwili zmięszałam się, bo zawsze rozmawiałam z nim jedynie myślą i słów tych nie powtórzyłam. — „Zaśpiewaj jakąś pieśń ludową, którą znasz“ — zachęcał dalej lekarz. Próbowałam zaśpiewać, lecz czułam, że mi się gorąco zrobiło, krew napłynęła do twarzy, zawstydziłam się sama przed sobą, gdyż zaczęłam się jąkać. Widząc moje