Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/152

Ta strona została przepisana.

Pewnego wieczoru miałam przeglądać życie człowieka, który nagle umarł na udar serca. Gdy dochodziłam do tego momentu, wcale nie spodziewając się, co ujrzę, zauważyłam, że lekarz daje mi szybko jakiś znak. Miałam wrażenie, że powiedział mi: „Uważaj“. Ja jednakże nie zrozumiałam jego skinienia i nawet jeszcze intensywniej popatrzyłam na danego osobnika. Lecz nagle zrobiło mi się bardzo niedobrze. Odniosłam wrażenie, że ktoś w brutalny sposób żelazną ręką gniecie moje serce. Żyły zaczęły się dziwnie kurczyć, ręce zacisnęły się w kułak, zęby również się zacięły i czułam, że nie potrafię myśleć. W prawdziwej trwodze spojrzałam na lekarza, lecz ten wzrokiem szybko mnie uspokoił, a nawet uśmiechnął się, bym się tylko nie obawiała. Równocześnie uchwycił moje ręce, chuchnął mi na czoło i zaraz czułam, że mam głowę wolną i swobodnie nią mogę poruszać. Następnie jednem pociągnięciem uwolnił resztę mego ciała od dziwnego skurczu.
Mijał dzień za dniem a nauczyciel mój, lekarz, nigdy nie spóźniał się na wykłady wieczorne, a nawet dosyć często, gdy byłam czemś zajętą, stukaniem przypominał, że godzina naszej lekcji nadeszła. Wykłady te, jak już to zaznaczyłam, odbywały się codziennie od godz. 9 — 10 wieczorem przez przeciąg 3 miesięcy.
Lecz nietylko wieczorem przesuwały się obrazy przed moim wzrokiem, ale i podczas dnia; a chociaż one nie były związane wyłącznie z chorobami ludzkiemi, to jednak wiele mi mówiły. Wszak było to w pierwszym roku wojny...

∗             ∗

Szczególnie interesowały mnie obrazy symboliczne.
Podczas rozmowy z kilku osobami, interesującemi się zagadnieniami życia duchowego, zapytał ktoś, jak długo potrwa wojna. Nie lubiłam tego tematu, to też nie patrzyłam zaraz za tą myślą, ani też nie zapytywałam niewidzialnych dla nich przyjaciół, co oni o tem wiedzą i mogą powiedzieć. Równocześnie wyczuwałam niespokojne myśli obecnych, z których jedni byli zdania, że wojna potrwać może miesiąc, a inni myśleli, że trzy, a już najwyżej jeden rok.
Myśli te skierowane były widocznie w mą stronę, bym powiedziała, co o tem myślę. Nie miałam ochoty patrzeć na tę smutną sprawę, lecz zaledwie przymknęłam oczy, już zaczęły się wysuwać obrazy.
Ujrzałam ogromnych rozmiarów beczkę, której zamknięcie stanowiły 2 głowy herbu orła austrjackiego. Do rozdziawionych paszcz tych dwóch orłów wpadali bezustannie żołnierze z całym rynsztunkiem, zjeżdżający się niemal ze wszystkich stron świata. Widziałam ich pełno jadących w pociągach, idących przez różne mosty, lub ledwo wlokących się po różnych drogach; a wszyscy kierowali się ku tym paszczom.
Beczka ta była bez dna, a z boku miała kilka otworów. Spojrzałam do niej. Żołnierze wpadający do paszcz dwugłowego orła nabijali się wzajemnie na bagnety. Od dołu beczki pękały granaty, a po-