Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/160

Ta strona została przepisana.

ducha jako takiego i już wcale nie doszukuje się na nim kształtów, lecz wyczuwa się inny „kształt“ ducha z wibracyj uczuć i siły myśli.
Wprost bałam się patrzeć na te jasne, czyste postacie i za każdym razem aż kurczowo chwytałam się krawędzi łóżka. O, jakże ożywczo zawirowało w całej atmosferze i to dość szeroko naokoło mnie za każdym razem, kiedy przesunęła się przez tę złocistą, smugę jedna z tych postaci.
I zniknęła smuga świetlna, ani wiedziałam kiedy i jak, gdyż patrzyłam za oddalającymi się i słuchałam ich cudnego śpiewu. Wśród tego pomyślałam o naszym śpiewie tu na ziemi i ze zdumieniem uczyniłam spostrzeżenie, że nawet najpiękniejszy głos ludzki w porównaniu z tym śpiewem zbliżony był raczej niestety do rzechotu żab.
Tam nie było trzeba wydechu, a tem samem i przerywania głosu... lecz w dźwiękach kolorystycznych wysyłano swoje myśli, z których samorzutnie tworzyły się kwiaty, splatały wieńce, to znów strzelały w pięknych literach i niknęły hen daleko tak, że się miało wrażenie, że nie spoczną, póki nie spadną u stóp Najwyższego.
Pomału, ani się nie spostrzegłam, jak odłączyłam się od ciała. Cicho, nieśmiało stanął mój duch obok tego grona; wszak był tam i mój opiekun, który nigdy nie zatrzymywał mnie w odłączaniu się, kiedy duchem ku niemu dążyłam...
Jeden z grona stanął blisko mnie i zachęcał mnie, bym razem z nim śpiewała. O, jaką radość odczułam, gdy i z moich myśli, wysyłanych podczas śpiewu, zaczęły się tworzyć kwiaty. Tak lekko, dobrze i radośnie było w mym duchu, że i ja mogę w odłączeniu pięknie zaśpiewać Bogu na chwałę...
Lecz minęła ta piękna, nigdy nie zapomniana chwila. Tamci zaczęli się oddalać, a mnie było trzeba wracać do ciała. Na myśl o tem odczułam dziwny lęk i smutek, jakby mnie kładziono za życia do zimnego grobu. Uważne oko Opiekuna patrzało na mnie niemal prosząco, bym otrząsnęła się z tego smutku i ochotnie wróciła do ciała, gdyż niższy świat ducha, przeciwdziałający woli Boga i mszczący się na tych, co idą za Chrystusem, ujrzy moją niechęć do powrotu i stawiać będzie przeszkody, by mi trudno było owładnąć swem ciałem. Lecz ja sobie pomyślałam, że jeszcze choć chwileczkę tak sobie lekko i swobodnie duchem popłynę, a potem wrócę. Opiekun jednak ze mną nie popłynął; pewnie miał jeszcze inne zadanie.
A ja powinnam była wrócić bezzwłocznie do ciała, tem bardziej, iż miałam już świadomość tego, że im lepiej mi było w zaświecie w odłączeniu i im większej tam doznałam radości i posilenia, tem większe figle płatała mi niższa sfera duchowa, by zastraszyć mnie przy przyłączaniu się do ciała, a tem samem, by zatrzeć mi w świadomości zwykłej te subtelne i piękne przeżycia w zaświecie.
Pobujałam sobie trochę, lecz wracając, nie znalazłam ciała; ono było na tem samem miejscu, lecz niskie duchy narzuciły na nie jakąś dziwną magiczną chustę. W sferze snu natomiast nasunęły mi sugestywnie na poczekaniu stworzony przez nie sen, że ja wyjechałam do swej matki i że tam jest moje ciało. W ten sposób udało