Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/18

Ta strona została przepisana.

pośrednictwem różnych jednostek, a przynoszące mu piękne myśli ze Źródła Żywych Wód. Aby sparaliżować wpływ dobrych duchów i podkopać wiarę w to, co one wieszczą ludzkości, wciskają się ciemne duchy, jak mogą, do różnych tak zw. kółek spirytystycznych, zwłaszcza jeśli członkowie ich tylko z ciekawości wywołują duchy, by te im odsłoniły zasłonę z tajemniczego życia w zaświecie. Tym już nie szczędzą urozmaicenia, wywierając na nich nieprzeparty wpływ, by ci odczuwali częstą potrzebę komunikowania się z duchami. Nietylko nie przeszkadza im to, ale jest im to nawet bardzo na rękę, jeśli ich medja w niczem nie zmieniają trybu życia na lepsze — byle tylko dały się jak najwięcej opanować i oszukiwać im i ich mową przez swoje usta oszukiwać innych. Jeśli jednak nie są kogoś pewni, iżby go mogli długo zatrzymać w swej mocy, nakłaniają go do przestrzegania różnych wstrzemięźliwości, głównie w tym celu, by one przyniosły szkodę jego ciału, lub do różnych medytacyj, ćwiczeń, mających jak najbardziej osłabić ich ducha. Zabezpieczają się w ten sposób na wypadek, gdyby ich ofiary zostały im wyrwane, gdyby oswobodziła je dobra moc Ducha Zbawiciela — aby te nieprędko mogły się opamiętać i stać się zdolne do jakiejkolwiek intensywnej pracy duchowej na ziemi dla dobra bliźnich.
Są przezorni, nie z wszystkimi jednakową bronią walczą o swoje królestwo. Tępszych ludzi o ciemnej aurze myślowej zadowalają różnemi błahostkami. Chcąc zdobyć tem łatwiejszy posłuch, przybierają na seansach imiona różnych świętych, Matki Boskiej, a nawet Chrystusa. Cóż im to szkodzi? Wszak są pewni, iż nikt z zasiadających na ten posiłek duchowy nie ujrzy ich. Ludzie zdumieni słuchają i rosną w pysze, roniąc krokodyle łzy w pokorze. Wszak do nich przemawiał Jezus i Maryja — któż im dorówna? Do ludzi subtelniejszych duchowo, przystępują ostrożniej; przystęp do nich znajdują wtedy, jeśli wśród uczestników mają podatne dla siebie medium. Starają się przed takiemi jednostkami maskować, jak mogą, byle je jak najdłużej utrzymać w błędzie. Zwłaszcza troskliwą opieką otaczają tych, których się obawiają, iż przejrzawszy, mogliby się stać dla nich bardzo niebezpieczni, wyrywając wielu innych z niewoli duchowej. Takim, przez swoje medja, starają się podawać rzekome prawdy, zbliżone pozornie do tych prawd istotnych, które tamci w duchu przeczuwają i do których tęsknią. I w tym wypadku przybierają na siebie rolę niebylejakich osobistości: zależnie od poglądów i upodobań danej grupy słuchaczy są bądźto wielkimi zmarłymi królami, bądź Mistrzami hinduskimi i t. p. wielkimi Nauczycielami ludzkości, bądź to znów świętymi i t. d.
Biedni skromni pastuszkowie ujrzeli wielką łunę, jasną Gwiazdę nad Betlehem. W Nowej Erze wszyscy będą mogli — i już mogą — ujrzeć światło Prawdy, odróżnić prawdę od fałszu. Nie trzeba być na to koniecznie prostaczkiem, można być i uczonym, trzeba tylko być w duchu takim dobrym prostaczkiem, szczerym prostaczkiem wobec ogromnej dobroci Boga. Trzeba z prostotą w duchu przystępować do badania zjawisk natury duchowej, które pod najróżnorodniejszemi postaciami i na-