Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/191

Ta strona została przepisana.

— Słyszałem o pani nadzwyczajne rzeczy i przyszedłem także po radę do pani, więc jeśli pani już może, niech mi pani z łaski swej odpowie na moje zapytania, skreśliłem je sobie już przed przybyciem tu.
Powiedział pierwsze pytanie: wymienił imię panienki i zapytał, czy mogę mu coś powiedzieć o tej istocie, nie mówiąc, że to jest jego narzeczona.
Odrzekłam mu, że resztę zapytań nie potrzebuje czytać, gdyż wiem, o co chodzi. Powiedziałam mu, jak wygląda jego narzeczona, skąd przyjechała, jak się poznali. Lecz on chwilami przerywał mi. Kiedy mu powiedziałam, że narzeczoną swą krótko zna, rzekł:
— To prawda.
— Przyjechała z głębi Rosji, gdzie bawiła dwa lata.
Pokręcił głową, mówiąc:
— Nie wiem, prawdopodobnie pani się myli, bo tego wcale mi nie mówiła jej babcia.
Opisałam mu, jak ta babcia wygląda i gdzie według jej opowiadania spędziła wnuczka te dwa lata.
— A ja tymczasem widzę tę panienkę z butelkami w rękach, obsługującą gości i bawiącą się wesoło. Widzę także jej ciało i widzę, że nie jest zdrową; przechodziła taką a taką chorobę i są jeszcze ślady po tem.
Było mi przykro mówić o tem, lecz jeden z dobrych duchów wprost trzymał mnie za ramiona, każąc mi to wszystko powiedzieć. Gdy wymieniłam rodzaj choroby, oficer zerwał się na równe nogi, zaczął nerwowo chodzić po pokoju, wreszcie stanął przede mną, mówiąc:
— Dużo prawdy mi pani powiedziała, ale niektóre rzeczy są tak straszne i nieprawdopodobne, szczególnie co do tej choroby, że pani sobie może nawet nie zdaje sprawy, jak ciężko pani obraziła moją narzeczoną, którą niebawem mam poślubić. Niech mi pani wierzy, gdyby to zrobił kto inny, to zabiłbym go na miejscu! Niech pani popatrzy dobrze, przecież to jest dziecko takie czyste, młode, bo niespełna osiemnastoletnie. Ona nawet jeszcze mi się nie pozwoliła pocałować — prędzej nie, aż po ślubie.
Przykrą mi była cała ta scena, lecz dobry duch kazał mi mówić dalej:
— Po powrocie ode mnie niech pan powie swojemu przyjacielowi, lekarzowi, żeby zbadał ją osobiście, a to dlatego, że gdyby pan nie uwierzył mi i ożenił się, a dowiedział się smutnej prawdy po ślubie, zastrzeliłby pan nietylko ją, lecz i siebie, a pan ma żyć jeszcze, mając matkę i rodzeństwo, którym ma być jeszcze podporą w życiu, a przytem sam należy pan do budzących się duchów.
Oficer wypadł z mieszkania, nie żegnając się wcale. Zamknęłam za nim drzwi i niemal jęknęłam:
— Boże, jakie ciężkie zadanie!
Za pięć dni przyszedł ten sam oficer, bardzo zmieniony, dziwnie złamany i zaczął mówić pokornym głosem, kryjąc twarz w dłonie: