Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/193

Ta strona została przepisana.


Bogaty fabrykant w przebraniu chce wypróbować moje jasnowidzenie.

I tak z dnia na dzień przychodziły do mnie zastępy ludzi.
Pewnego dnia wieczorem po modlitwie zostałam przeniesiona duchem do pewnego hotelu, gdzie siedziało sześciu panów, którzy żywo gestykulując rozmawiali na temat jasnowidzenia. Były to same t. zw. „grube ryby“. Czterej z nich byli przekonani, że jasnowidzenie istnieje i że trzeba się poważnie zastanowić nad takiemi sprawami, dwaj inni upierali się, że to blaga, oszustwo i twierdzili, że wcale nie wierzą w to, jakobym mogła coś widzieć poprzez mury, a tem bardziej widzieć coś z życia jakiejś osoby, której wcale nie znam. Zrobili wreszcie zakład. Jeden z tych dwóch niewierzących rzeki:
— Dobrze, pójdę tam i jeśli będzie wiedziała, kto jestem, tylko kto jestem, jeśli się przekonam, że widzi, płacę beczkę wina i dwieście koron.
Widziałam wyraźnie wszystkich sześciu. Zaraz potem zasnęłam; odeszłam w zaświaty z moimi dobrymi przyjaciółmi.
Następnego dnia jeden z tych sześciu panów, ten, który się podjął tego zadania, zapukał do mych drzwi. Był to majętny fabrykant, lecz tego dnia przebrał się. Miał na sobie połatane ubranie robotnika, ręce brudne. Ledwo wszedł, zaczął mówić błagalnym głosem:
— Szanowna pani, słyszałem, że pani taka miłosierna dla biednych ludzi. I ja jestem biedny. Co mi pani poradzi? Jak mam sobie ułożyć życie? A może mi pani na początek pomoże, bo jestem bez pracy.
Wiedziałam już, kto to jest; powiedziałam mu:
— No, rzeczywiście, pan wygląda na bardzo biednego człowieczynę, bo ubranie, które pan ma na sobie, nie jest pańskie, ale za to bielizna już jest pana własnością, chociaż koszulę przykrył pan brudnym półkoszulkiem.
Nie rozgniewałam się, lecz raczej rozśmieszyła mnie cała ta komedja.
W tejże chwili ujrzałam swojego Opiekuna, jak uśmiechał się, kładąc palec na usta na znak, bym jeszcze milczała. Poprosiłam gościa, by usiadł i powiedziałam, że za chwilę wrócę. W kilka sekund