Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/200

Ta strona została przepisana.

pożywienia — i młoda matka nie mogła iść do pracy, gdyż trudno jej było odejść od dziecka i staruszki ciężko chorych. Już przedtem sprzedała była chuścinę i pierzynę, aby tylko uratować się od głodowej śmierci i tegoż dnia, kiedy ja stanęłam za drzwiami, zdjęła z siebie ostatnią koszulinę za pół kwarty mleka.
Leżały tak obie z dzieckiem w jednem łóżku, a młodej matce przesuwały się straszliwe gorączkowe myśli, by poderżnąć gardło babce, dziecku, a potem sobie i tak zakończyć nędzny żywot. Nóż wyostrzony przedtem na kamiennym schodku przed drzwiami wysunięty był pod głową nieszczęsnej istoty.
Wszystko to przesunęło mi się przed oczyma.
Zapukałam. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Młoda matka szeroko otworzyła oczy, patrząc w ciemnej izbie z jakimś lękiem i trochę dziko przed siebie. Staruszka coś zastękała. Miałam wrażenie, że jedna i druga nie wiedziały, iż stukałam do drzwi. Młoda matka w zmieszaniu zaczęła odmawiać modlitwę za dusze zmarłych; myśl o ostrym nożu wciąż przeszywała tę modlitwę — i tak modliła się niejako za zmarłą swoją matkę, siebie, dziecko, bo zamierzała już uskutecznić to, do czego przygotowała się za dnia.
Zapukałam silniej po raz drugi. Modlitwa się urwała, a ja ujrzałam teraz wyraźnie strasznego ducha, ukrywającego się za beczką kapusty, stojącą w rogu izby — kapusty, stanowiącej jedyny ich posiłek dla ciała. A myśli tego czarnego ducha, jak wielkie myszy goniły się po podłodze i garnęły się jak ku wielkiej ponęcie do wezgłowia na ostrze noża, myśli bardzo urągające miłości Bożej.
— Otwórzcie! — zawołałam.
— Kto tam? — zapytał niepewny głos.
— Swój — powiedziałam, choć mnie nie znali. — Niosę wam mleko.
Drewniana zasuwa odsunęła się. Maleńka, nierówna sionka i już byłam w izbie. Przy niedużem oknie stół. Kobieta daremnie szukała za świeczką, czy lampką. Tymczasem ułożyłam wszystko na stole, kładąc obok pudełko zapałek i świeczkę. Powiedziałam:
— Zapałki i świeczkę przyniosłam także, macie tu na stole. Nie traćcie nadziei w Boga, bo nie będzie tak źle, jak myślicie, z głodu nie poginiecie. Gdy babcia i dziecko będą zdrowsze, pójdziecie do pracy. Ja może jeszcze przyjdę, nie wiem.
I już wychodząc i zamykając drzwi za sobą, słyszałam, jak kobieta obraca w ręce pudełko zapałek; nim zaświeciła, już byłam za drzwiami. Podążyłam szybko do domu. Usłyszałam jeszcze skrzypnięcie drzwi; ktoś wybiegł za mną. Nie wołał — i ja też nie przystanęłam. Szłam szybko, bo przypomniałam sobie, że jeszcze dwie podobne gromadki są w domu przygotowane i nie wiedziałam, czy blisko, czy daleko mi z niemi wypadnie iść.
Idąc z powrotem, choć było już ciemno i chłodno, czułam się tak lekko i dobrze, że chwilami ani się spostrzegłam, jak poskoczyłam sobie na drodze, jak dziecko. Pomyślałam przytem: Gdyby mię tak kto zobaczył za dnia podskakującą i przyklaskującą w dłonie, wziąłby mnie pewnie za warjatkę.“ Przyszłam do domu i znów