Strona:Agnieszka Pilchowa - Pamiętniki jasnowidzącej tom I.pdf/203

Ta strona została przepisana.


Zasadzki wśród pracy w celu odbierania mi spokoju ducha.

Wśród pracy podstępnie wkradały się usilne pokuszenia. Już zaraz na wstępie zdarzyło się tak, że dobry lekarz, który uczył mnie znajomości organizmu ludzkiego, oraz magnetyzowania i leczenia, musiał na krótki czas przerwać współpracę ze mną, mając w zaświecie jedno z ważniejszych zadań do spełnienia. Przyszedł inny lekarz w towarzystwie znanych mi dobrych duchów, które zaraz dawały mi do zrozumienia, że on będzie ze mną tylko krótki czas, a potem wróci ten sam, który mnie uczył leczenia i razem ze mną będzie pomagał ludzkości. Ochronny mój duch powiadomił mnie, że gdybym w czemkolwiek zauważyła, że on się szybko nie orjentuje, albo gdybym sama w duchu uczuła jakąś niepewność co do wskazówek, podawanych mi przez niego, to mam się zwrócić do opiekuna, on sprawę wyjaśni i on sam przyjdzie i przez, moje ręce będzie wraz ze mną magnetyzował, gdy zajdzie tego potrzeba.
Pewnego dnia przyszła do mnie młoda pani z prośbą, bym ratowała jej znajomego młodego człowieka, syna pewnego urzędnika. Spojrzałam. Tuberkuloza w wysokim stopniu tak, że nie mógł o własnych siłach przejść już po pokoju. W tej chwili, kiedy ona przyszła, ojciec chorego wraz z dwoma lekarzami badali jego puls i obserwowali stan choroby, co wszystko powiedziałam tej pani. Powiedziałam jej także, iż lekarze orzekli, że dni młodego człowieka są policzone, oraz dodałam, że ja również widzę, że tak będzie, on musi ze świata odejść. Pani oddaliła się ze smutkiem.
Trzeciego dnia zakomunikował mi ojciec chorego, że rzeczywiście tak było, jak mówiłam tej pani. Nie rozumiejąc dobrze spraw duchowych, prosił mię
— Niech pani tam przyśle dobrego ducha, by mi uratował syna, on taki dobry, spokojny!...
Za kilka dni znów przybiegła młoda pani, zaczynając rozmowę, że obiło się jej o uszy, iż już kilku ciężko chorych zostało przeze mnie wyleczonych. Ale ja jeszcze raz jej powtórzyłam, że jego już wyleczyć się nie da, wędrówka jego życia ma się skończyć. Przy moich nogach drzemał ładny, biały pies, przysłany mi w podarunku. Oczy pani wciąż zwracały się na tego psa; tu i ówdzie podczas rozmowy pogłaskałam go po grzbiecie.